Share
 

 Arc 1 - ??? - Meaning of freedom

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Grand Master


Grand Master


Liczba postów : 192
Join date : 07/07/2022

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptySro Maj 08, 2024 3:55 pm

Felix, Evelyn:
Przejście przez drzwi sprawiło że zarówno Felix z Safi jak i Evelyn z bliźniaczkami, znaleźli się... w lesie. Drzwi za nimi już nie było rzecz jasna. Zewsząd otaczały ich drzewa, przez korony prześwitywało słoneczko, dało się usłyszeć ptasie trele, poczuć wiatr we włosach i zapach trawy i roślin. Zdecydowanie milsze uczucie niż przebywanie po kostki w wodzie w ciemności ogarniającej ich z każdej strony. Lan odbiegła kawałek puszczając dłoń Evelyn.-Ha! Zdecydowanie fajniej-Stwierdziła, a Cer przestała przyklejać się do mistrzni, teraz wszystko obserwując z zainteresowaniem, dalej siedząc na przedramieniu Eve. Wydawała się też mniej przytłoczona no bo w sumie prócz nich był tylko Felix i Safi. Chłopak usłyszał jakby Safi zakrzytusiła się śliną. Spoglądając na nią mógł dostrzec jak na drżących nogach robi dwa kroki w przód i upada na kolana, by dłońmi złapać za trawę pod sobą. Ewidentnie też trzęsące się plecy pochylonej nad ziemią Safi, sugerowały że chyba płacze.

Basey, Theodore:
Theodore wraz z Sinem ruszyli za Felixem, a Basey z Rider w sumie za Safi i oboje wylądowali... no nie tam gdzie Felix z Safi. Za to obok siebie! Biedne serce Theodora. W każdym razie, brukowane podłoże, gwar ludzi. Ha! Cywilizacja! Szybkie rozejrzenie się dookoła uświadomiło ich że stoją na skraju placu, który przed nimi otwierał się na dość spory i żywy ryneczek, pełen straganów i ludzi. Po lewej stronie mieli bardzo wysoki mur, a daleko z prawej dostrzegali wznoszący się na wzgórzu i górujący nad miastem pod nim Zamek. Miasto otoczone murem, było miejscem do którego trafili. Gdzieś tam też widzieli dwóch strażników z Halabardami którzy im się przyglądali.-Hmm-Stwierdziła Rider jedynie, rozglądając się dookoła.
-Wciąż lepiej niż w domu-Mruknął Sin, wzruszając ramionami.
Powrót do góry Go down
Theodore Roosevelt


Theodore Roosevelt


Liczba postów : 17
Join date : 04/06/2021

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyWto Maj 14, 2024 9:11 am

Pewnym plusem tego powoli opanowywanego chaosu, było to, że większość uwagi raczej nie była na zakłopotanym nastolatku. Przy okazji powoli strzępki informacji były reszcie udzielane, jak personalia księdza. Może więc inni by się przedstawili? Sam jednak był zbyt zakłopotany (dzięki Sin), by kontynuować tę wypowiedź i przedstawić się sam z siebie, zwłaszcza jako drugi. Jego wzrok na moment uciekł w stronę dziewczyny, która uniosła wzrok, ale szybko odszedł w bok, widząc obok jak skąpo ubranej kobiety stała. Tak, to były bardzo dobre pytania. Jak wzrokiem na nie nie patrzył, tak uszy "otworzył" nie chcąc stracić szansy na odpowiedzi, które go także interesowały.

Tylko wtedy pojawił się on. Czarny rycerz na białym koniu. Tylko bez konia. Ścisnął ramię Theo, który spojrzał w jego stronę zaskoczony (i trochę przestraszony), słuchając jego słów. Czy był przerażony? Trochę... choć chyba zdecydowanie bardziej był zakłopotany, zawstydzony, zażenowany i zagubiony. Cztery "zet". Słuchając go jednak lekko się uspokoił (a i rumieńce lekko zeszły) i skinął mu głową... także wtedy gdy mówił o drugiej servant.
-T-tak. - odparł zawstydzony, zawsze uważając, że lekko delikatna opalenizna dodaje pewnego uroku. -Masz rację. - potwierdził zamykając na moment oczy i biorąc głęboki wdech i wydech... a potem kolejny, gdy przez rozmowę o Rider pomyślał o niej i jak skąpo była ubrana. -Z pewnością chcę poznać twoje granice, by ich nie przekraczać. - dodał jeszcze, starając się z całych sił nie oglądać na bladą dziewoję z naprawdę rozwiniętymi płucami, zanim nie ruszył za dwójka, która już opuściła pomieszczenie, idąc trochę tą logiką, że w sumie - mała wie rzeczy.
Lepiej się jej trzymać. No i z dziećmi jakoś łatwiej się dogadać niż z dorosłymi. Przynajmniej nastolatkowi. Nie, żeby wcześniej już nie miał tego planu, w końcu trzeba ruszyć, a Felix (którego imię jedynie zasłyszał, gdy Caster ratowała Haydena) dobrze zauważył, że świeże powietrze raczej nie zaszkodzi, a może pomóc.

I tak jak ruszyli w konkretnym celu. Tak no... nie widzieli ich. Zamiast tego obok nich była Rider, a ten poczuł jak jego poliku znowu nabierają szkarłatu, to zaczął się rozglądać, drapiąc się jedną ręką po głowie tak, by przypadkiem jego łokieć zasłonił te skromnie odzianą istotę. Miasteczko? Niedawno zdawał testy, więc gdzieś z ciekawości chciał zobaczyć, czy może skojarzy zabudowę, dostrzeże jakieś herby czy to, jak tutejsi są odziani. Fakt, że dwójka strażników im się przyglądała trochę go stresował, ale trzeba było działać. Nagle sobie coś przypomniał i po chłopsku szybko "obstukał" kieszenie, chcąc sprawdzić, czy ma jakieś pieniądze. Bo gdyby miał... to miał propozycję.
-Wiecie może... gdzie jesteśmy? - rzucił w eter w sumie do wszystkich zgromadzonych. -Albo co mamy robić? - zapytał, pilnując regularnych i spokojnych oddechów, chcąc by rumieńce z jego polików zeszły. -Może... skoczylibyśmy coś zjeść? - zapytał, czując jak powoli głód go atakuje (ach ta gastrofaza), gdzie to pytanie było już bardziej skierowane do Sina, na którego obrócił wzrok. -Na głodnego czasami ciężko się myśli. - dodał lekko niepewnie, choć jeszcze się z miejsca nie ruszał.
Powrót do góry Go down
Basey


Basey


Liczba postów : 7
Join date : 29/04/2024

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyWto Maj 14, 2024 2:34 pm

Kaszlnęła sobie. Właśnie to zrobiła Basey kiedy to do jej uszu dotarł szept jak to nie każdy mógł dotknąć. To była jedyna metoda jaką znała, jaka to mogła zabić jej trochę bardziej czerwone poliki jakie... no, dalej były lekko czerwone. Tylko, tylko... do jej uszu dotarły kolejne istotne informacje ze strony Rider! I to dosłownie, mocno wyszeptane. A słysząc to? Gwiazdki wręcz zapaliły się w oczach Basey jaka natychmiastowo się odwróciła do kobiety w bandażach z ekscytacją na twarzy niczym małe dziecko.
- To... takie.... coooooool! - stwierdziła trochę głośniej niż ciszej, bo... no, nawet miała ochotę lekko w miejscu podskoczyć z ekscytacji! - Myślisz, że będę mogłą z Tobą?
To pytanie już było cichsze, bardziej konspiracyjne. A kiedy to chciała zbierać atencję ludzi i ustalać rzeczy... została porwana przez Rider! Nie, żeby jakoś specjalnie narzekała. Mniej roboty dla niej, a skoro tam były mądre osoby? To tam też musiały iść! Ku przygodzie!

Bardzo dosłownie ku przygodzie, jak to się okazało. Mądra osóbka za jaką to podążali nie była tutaj z tego co szybkie rozejrzenie się wokół dało jej znać. Za to? Był jakiś chłopak! I mężczyzna! Nie mieli okazji ze sobą porozmawiać, ale bez problemu to się naprawi. Tak długo jak ich pomysłowość co robić była generalnie lepsza od niej, tak długo dziewczyna była zadowolona z tego towarzystwa. Basey nie mogła jednak nazwać teraz zapoznawiania się lepiej priorytetem no bo... cywilizacja! Bardzo żywa zresztą. Tylko... mury, zamki... średniowiecze? Tak się zdawało. Para strażników jaka im się przyglądała, średniowiecze... uh oh. Nie znała się jakoś super bardzo, ale w grach często lubili takich jak oni palić - czyt. innych.
- Nie wiem gdzie, ale na pewno nie chcemy bardziej wzbudzać ciekawości strażników z halabardami. Kto wie, czy tu gdzieś stosów do palenia nie mają. Chodźmy może najpierw gdzieś dyskretnie w totalnie mało podejrzane czarne uliczki co by to nie mogli się na nas tak patrzeć? - zasugerowała, gotowa do złapania pod pachę Theo i faktycznie kompletnie niewinnie, z uśmiechem na twarzy ruszyć neutralnym krokiem no... tak gdzieś by zniknąć z oczu straży bez nawet spotykania się z nimi wzrokiem. Tak tak, w filmach to bywało zbyt podejrzane. Nie, żeby to co teraz robiła nie było podejrzane pod pewnymi względami również. - Sorka, wcześniej nie wyłapałam waszych imion trochę... wiele rzeczy się działo. Jestem Basey, a to Rider. Lubimy słodkie rzeczy. Ruszyłyśmy w sumie za tą mądrą osóbką z grupy, ale jakoś jej ni widać to... musimy sobie radzić sami! Swoją drogą, wyglądasz jakbyś dobrze grał w baseballa.
Ostatnie słowa były wypowiedziane do Sin'a - nie żeby w tym momencie wiedziała jak on się zwie.
- Mogę chiperki zaoferować do jedzenia... ale chyba moje papierki z portfela nic nam tu nie dadzę. Ehhh, przewalone. Gdzie nasz super quest uratowania świata? Takie rzeczy się dzieję przeważnie jak wyrzuca cię do kompletnie nieznanego świata z innej epoki, prawda? A tak to co mamy niby robić. - podrapała się po głowie autentycznie niezbyt wiedząc co dalej... zerknęła też na Rider. No, może ona będzie wiedziała! A jak nie ona, no to na chłopaków. Może oni będą wiedzieli! Pewnie nie, ale... tak. No, nie wiedziałą co teraz. Z czego jak chłopak chciał jeść, no to miała paczkę chipsów o smaku zielonej cebulki do zaoferowania!

Powrót do góry Go down
Evelyn Bevill


Evelyn Bevill


Liczba postów : 6
Join date : 29/04/2024

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyWto Maj 14, 2024 10:39 pm

Bycie rodzicem faktycznie musiało być dużym zadaniem! Szczególnie kiedy trzeba było to robić samemu! Przynajmniej na takie brzmiało. Tylko czy to nie była po prostu kolejna, dłuższa przygoda, na której można było zdobyć kolejne miłe wspomnienia? Takie Evelyn przynajmniej odnosiła wrażenia, w końcu patrząc po jej dzieciństwie, to nie miała co narzekać! Więc chyba i dla jej rodzinki nie mogło być tak źle? Ojczulek i mamuśka nigdy nie dali po sobie poznać.
Eve na pytanie Adriana zaśmiała się cicho, czy faktycznie wyglądała teraz jak matka bliźniaczek? Kto wie? Posłała chłopakowi uśmiech, wcześniej zapewniając zmartwioną Cer, że ewidentnie ta nie jest 'naroślą'.
- Evelyn, miło poznać! - Rzuciła z uśmiechem do chłopaka. Wyglądało na to, że Lan postanowiła rozwiać wszelakie możliwe wątpliwości co do swojego i siostry pochodzenia. Były sługami, skąd dokładnie, no tego to nawet sama Bevill nie wiedziała. Ciekawe czy LanCer ukryły tą informację przed nią z powodu, że jej nie ufały jeszcze wystarczająco, czy też może miały jakieś inne powody. Pewno dowie się tego w bliższej lub dalszej przyszłości. Jednak wracając do rozmowy z Adrianem... to jego pytanie poruszyło kilka trybów, które pobudziło się do pracy. - Myślisz, że w ogóle macierzyństwo by mi pasowało? - Zapytała z uśmiechem. Słyszała różne teorie jak to wpływało na kobiety, chociaż sama się nad tym wcześniej nie zastanawiała! Nie miała jak tego przetestować na Lan i Cer, skoro jedna z bliźniaczek postawiła stanowczą linię na tym temacie. Faktycznie może nie powinna traktować je jak dzieci?
Pociągnięcie przez Lan sugerowało, że powinni się ruszyć, a w obecnej sytuacji CHYBA słudzy byli ciut bardziej zorientowani, prawda? No i nie oszukujmy się, Bevill była posłuszną owieczką, podążającą za pasterzem...
- Wybacz, powinniśmy ruszyć. Do zobaczenia? - Co czekało za tymi drzwiami? Nie miała zielonego pojęcia... patrząc po ostatnich wydarzeniach, to mogli znaleźć się właśnie. Gdziekolwiek. Eve chętnie by pomachała chłopakowi, ale nawet jeśli Lan skorzystała z własnych nóżek, tak dalej okupowała jej rękę, to też posłała mu uśmiech.

--

Świat po przejściu przez drzwi, definitywnie nabrał barw! Co nie było też za bardzo trudne w porównaniu do tego co ich otaczało przed chwilą. Dookoła las, śpiew ptaków i prześwitujące przez korony drzew promienie słońca. Cudownie! Bevill zaczęła się wpierw rozglądać dookoła by zorientować się w sytuacji... z taką dziecięcą fascynacją wszystkim. Woah!
- Definitywnie, fajniej!- Odpowiedziała z uśmiechem, Lan. Był tylko jeden mały niuans, który mógł to wszystko zburzyć. W butach dalej jej chlupało, a piękna sceneria nie zachęcała mimo wszystko do hasania po lesie boso. - Tylko co dalej? - W końcu, kim byli? Dokąd zmierzali?
- Dobrze widzieć, że nie wylądowaliśmy tu same. - Uśmiechnęła się lekko do Felixa, chociaż zaraz po tym jej uwagę przyciągnęła prawdopodobnie jego sługa? Dziewczę zaczęło płakać? - Um.. wszystko w porządku? - Spytała niepewnie, chcąc podejść, ale z uwagi na Cer tego nie zrobiła... Za to wymownie skinęła chłopakowi, wskazując na Safi, gdyby ten nie wpadł na pomysł, żeby sprawdzić co z jego sługą.
Powrót do góry Go down
Felix Flanagan


Felix Flanagan


Liczba postów : 6
Join date : 29/04/2024

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptySro Maj 15, 2024 7:24 am

W pierwszej chwili poczuł wytęsknioną i błogą ulgę, mogąc uwolnić się od poprzedniej atmosfery ciemnych, zmuszających do przedzierania się przez wodę pomieszczeń. Zapach lasu był jedną z przyjemniejszych odmian poprzedniej sytuacji i wyglądało na to, że nie trafili tutaj z Safi jako jedyni. Problem jednak w tym, że najwyraźniej nie wszystko w tej ich nieszczęsnej teleportacji poszło tak, jak powinno.
Wylądowanie tutaj samemu... z pewnością stanowiłoby problem. Gubienie się w lesie to nie był najmilszy scenariusz na spacery w pojedynkę, nawet w najpiękniejszym lesie w całym multiwersum. Wyglądało jednak na to, że ich spotkania ze sługami co najmniej na jakiś czas wykluczały samotność z listy potencjalnych możliwości. Przynajmniej dopóki dysponowali tymi śmiesznymi tatuażami...
- Dalej... Dalej w las! Aż buty wyschną. - zaproponował dziewczynie i jej skrajnie odmiennym charakterami naroślom, z uśmiechem coraz czytelniej rysującym się na twarzy. Wyraźnie było widać, że w innych okolicznościach niż tamte tajemnicze korytarze z miejsca potrafił odzyskać żywotność. Pomysł był równie absurdalny, co prosty - zwyczajnie ruszyć przed siebie, las się przecież gdzieś kończył. Może znajdą ścieżkę? Może uda im się dostać gdziekolwiek jeszcze zanim wysuszą buty? Jak nie, to zawsze mogą wrócić do zastanawiania się nad kolejnymi krokami, gdy już słońce pobłogosławi ich suchymi skarpetami.
- Sa... - już się odzywał, ale w połowie słowa zrezygnował z zadawania jakichkolwiek pytań, by zamiast tego podbiec do 'sługi', na wszelki wypadek próbując nie przybierać najbardziej spanikowanego wyrazu twarzy. To najwyraźniej nie był czas na powitania, wymianę spostrzeżeń, czy plotek, choć takowy zdecydowanie musiał wkrótce nadejść. Byle już po zażegnaniu kryzysu. Dziecko, czy nie, miał ją teraz pod swoją nieszczęsną opieką.
- Chyba nie wszystkim się tak podoba... Hej, jak się czujesz? - po wyszeptaniu towarzyszkom swojej pogodnej, ale i mało błyskotliwej uwagi, zwrócił się do nie-dziecka, chwytając ją delikatnie za bark. Może potrzebowała poklepania po plecach, by się wykaszleć? A może to po prostu emocje? Nie miał pojęcia, jak sobie poradzić z sytuacją, gdy to ktoś oprócz niego był w jakichkolwiek opałach. Ot, takie jego niewielkie skrzywienie.
Powrót do góry Go down
Grand Master


Grand Master


Liczba postów : 192
Join date : 07/07/2022

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptySro Maj 15, 2024 9:19 pm

Basey, Theodore, Hayden, Lilianna:
Assassin, nie bardzo przejmował się tym iż nie wypada się patrzeć a właściwie gapić na pewne rzeczy i dość bez większych oporów przypatrywał się skąpo odzianej Rider.-Eh. Ale przecież cała zabawa polega na tym, by je przekraczać, T.-Odparł "mistrzowi" Sin. Nieco dalej Rider spojrzała na uradowaną Basey i zaśmiała się.
-Oczywiście. Na tym polega cała frajda-Podsumowała pytanie swojej mistrzyni, a więc Basey mogła liczyć na coś super, gdy przjdzie pora.

Teraz zaś po przejsciu przez drzwi, chłopak zaczął się rozglądać starając niepatrzeć za bardzo na Rider. Szybka analiza otoczenia podpowiadała Theodorowi że to prawdopodobnie była średniowieczna Europa? Problem w tym że ubrania nie bardzo pasowały. Zdawały się zbyt... nowożytnie.-Nie wiem T. Ale z całą pewnością jedzenie nie brzmi źle. Można się też czegoś dowiedzieć...-Mruknął nieco ciszej.-Chociaż biorąc pod uwagę to miejsce, zastanawiam się jak będą odbierać kogoś takiego jak Ja-Mruknął, pocierając podbródek. W średniowieczu mogli nie podchodzić zbyt dobrze do czarnoskórych. Basey w odróżnieniu od Roosevelta wykazywała się większym parciem do działania i tak złapała Theodoroda pod rękę i zaczęła gdzieś ciągnąć. Jak sama powiedziała w ciemny zauek! Na to oczywiście Sin się zaśmiał a Rider skrzyżowała ręce na piersi patrząc jeszcze za siebie.
-Zamieszanie brzmi super, ale to, to też się zapowiada ciekawie-Stwierdziła idąc za swoją mistrzynią no i oczywiście Sin też poszedł.
-Ciemny zauek co, sugerujesz że będziemy się tam mniej rzucać w oczy?-Zapytał podchwytliwie Sin, Balle.-Co ty o tym sądzisz przyjacielu?-Dopytał też Theodora co on na to, bo nie mógł mu tego odpuścić.-Nigdy nie grałem Basey, ale słodkie rzeczy co? A kto nie lubi? Jestem Assassin, a to jest T.-Wskazał na Theodora, przedstawiając go, chociaż może T. chciał się sam przedstawić, w jakiś inny sposób.-Zdecydowanie brak Caster albo kogoś innego kto znałby się dobrze na magii i tronie Herosów, nie pomaga. To jednak nie sprawia że jesteśmy w dupie. Jedynie mamy nieco inne karty na start-Stwierdził, na co Rider pokiwała głową.
-Wciąż jednak, nie mam pojęcia co mamy zrobić. Po co nas przyzwano? Dlaczego wplątano w to naszych mistrzów?-Stwierdziła Rider rzucając na głos pytania, które pewnie nurtowały wielu.
-Drzwi, zdawały się być dość kluczowe w tym wszystkim-Stwierdził Sin, wywalając peta.-Zakładałbym więc że mamy odnaleźć kolejne - ukryte gdzieś tutaj. Albo wykonać zadanie, które sprawi że te się pojawią. Cholera, mogę się jednak zupełnie mylić.-Wzruszył ramionami. Przeszli już kawałek zapuszczając się w bardziej boczne uliczki. Co jakiś czas ktoś im się przyglądał ale to tyle. I w tym momencie tuż przy nich pojawił się wpierw Hayden, a zaraz po nim Archer i Lilka, których to Theodore wraz z Sinem i Basey wraz z Rider wcześniej nie wdzieli.
-Cze--Zaczął Archer chcąc się przywitać, gdyby w tym momencie właśnie nie otworzyły się drzwi jednego z budynków przy którym stali, ze środka wypadła świnia, ubrana w spodnie na szelkach i berecik. W przednich... raciczkach... trzymała długopis i notes.
-I ŻEBYŚ MI SIĘ TU WIEPRZU WIĘCEJ NIE POKAZYWAŁ-Wrzasnął jakiś facet w zakrwawionym fartuchu i spojrzałwszy na moment na resztę, zatrzasnął drzwi. To co rzuciło się w oczy, to zdecydowanie też fakt, że miał na dłoni wytatuowane "A". Co więcej, jak teraz się nad tym zastanowili wydawało się że osoby które mijali w uliczkach, również takowe "A" mieli na dłoniach wytatuowane. A przynajmniej, jakiś znak który to przypominał.
-Chrum!-Rzuciła świnia bardzo niskim i tubalnym głosem, otrzepując spodnie i pokazując drzwiom język. Świnka nie miała na przedniej łapce, tajemniczego znaku. Spojrzała teraz na zebranych pod drzwiami.
-Ekhm, Chrum-Rzuciła ciszej, milej.-Nie widzieliście może, moich braci? Niżsi ode mnie, trochę głupkowaty wyraz ryjka...-Spojrzał na dłonie zebranych i odetchnął z ulgą.-I w odróżnieniu od nas, są legalnymi mieszkańcami. Jeden ubrany był w żółte portki i berecik, a drugi w Jeansy i czapke z daszkiem.-Świnka spojrzała na grupę błagalnie, ewidentnie potrzebując pomocy z odnalezieniem braci.
-...wieprzowina do mnie gada-Stwierdził Sin, kręcąc przy tym głową.
-Haha, chyba, chyba znaleźliśmy nasz obiad-Zaśmiała się Rider, klepiąc Theodora i Basey w plecy.
-Nie wiem czy chcę to jeść, Pfft-Zaśmiał się Archer.
-Aha. Chrum. Rasiści.-Podsumowała ich świnka. Sin pokiwał głową.
-Mój czło-, moja świnka-Pokiwał z uznaniem głową.

Felix, Evelyn, Adrian:
Las, jaki jest każdy widzi. Jedni byli z niego zadowoleni bardziej, inni mniej, jedno płakali, innym chlupotało w butach co uznano za problem. Problem, na który Felix miał rozwiązanie. Lan nawet skinęła mu głową z zadowoleniem, ale nim zdążyli wdać się w ochy i achy nad pomysłem Flanagana, przeszkodził im płacz Safi, na który Evelyn nie bardzo wiedziała co poradzić, a sam Flanagan poradził sobie jak tylko umiał.-Przestań beczeć-Oznajmiła jedynie Lan, krzyżując ręce na piersi.
-L-lan-Cer pokręciła głową, chcąc dać do zrozumienia siostrzce że to absolutnie nie jest świetna rzecz do powiedzenia płaczącej dziewczynce.
-Hmph-Zareagowała na to Lan, ale rzecz jasna posłuchała Cer, odwracająć głowę niby to obrażona. Safi zaś czując na plecach dłoń Felixa i słysząc słowa Lan, zaśmiała się - ah ta huśtawka nastrojów - i wciąż zapłakana usiadła, prostując się i ocierająć jedną ręką twarz.
-To prawda, wybaczcie że pokazuje wam tą... niegodną postawę-Zaśmiała się lekko jeszcze raz i spojrzała na Felixa z wdzięcznością i zdecydowanie miną przeciwną do tej, jaką robił by ktoś nieszczęśliwy.-To... nawet nie wiem, kiedy ostatnio widziałam trawę. Drzewa. Słyszałam śpiew ptaków. Radość, potrafi czasem przytłoczyć, co?-Zaśmiała się ponownie, nieco zakłopotana.

Na ich rewir, przywiało jeszcze jednak Adriana! Ten jednak, chyba miał coś ważnego na głowie bo ze swoją "Naroślą" odszedł na boczek, gdzie to postawił ją na ziemi i zaczęli cicho rozmawiać, ignorując resztę. I Adrian, no... wiedział co chce powiedzieć. Może się przygotowywał, może go tak nagle natchnęło, ale znowu mówił i mówił do Caster która milczała, patrząc na niego... smutno, z zaciśniętymi ustami. Kiedy zaś skończył, nie uścisnęła jego dłoni, zamiast tego ukucnęła i schowała głowę w ramionach.-Caster. I jestem twoim sługą a ty moim mistrzem. Wiąże nas bardzo silna magiczna więź. Na twojej dłoni znajdują się trzy zaklęcia rozkazu. Używając ich, możesz mnie zmusić do zrobienia czegoś wbrew mej woli. Jeśli zużyjesz wszystkich trzech, nasza więź przepadnie. Pozbycie się mnie, jest dla ciebie bardzo proste Adrian.-Zacisnęła mocniej dłonie.-Od dziecka nazywano mnie geniuszem. Wychowywano na przewodnika narodu. Kogoś lepszego od innych. Geniusze, Adrianie, w całym swoim geniuszu, nie są zbyt dobrzy w nawiązywaniu relacji między ludzkich. To nie znaczy jednak że ich nie pragną...-Z każdym słowem brzmiała ciszej, jak by nie bardzo chciała mówić to co mówiła, ale się do tego zmusiła i mimo wszystko powiedziała coś, co mogło no, być dla niej zawstydzające.-Casterzy ze wszystkich sług są najbardziej utalentowani magicznie. Ich wiedza o grally i tronie herosów jest największa, a więc w niestandardowych sytuacjach to oni, Rulerzy lub inni przedstawiciele bardziej specjalistycznych klas, mogą mieć odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytania.-Podciągnęłą nosem.-Daj mi jeszcze chwilę i będziemy mogli dołączyć do reszty-Wybąkała jeszcze, co by jej przypadkiem teraz nie zaciągał do Evelyn i Felixa.

A jak o Evelyn i Felixa chodzi, to gdy tak sobie siedzieli w lesie i rozmawiali, krzaki nieopodal nich poruszyły się, a zaraz potem wyszedł zza nich niski człowiek - może sięgajacy Evelyn do pasa. Miał on na głowie kask a w dłoniach trzymał kilof. Miał ogorzałą twarz i brązową bujną brodę, wąs i włosy-Ożesz ci w morde-Powiedział na widok Evelyn.-No, no.-Pokiwał głową i odwrócił się w stronę krzaku.-Ferajna, idźta do domu, ja was dogonie.-I ponownie odwrócił się do evelyn, wolną dłonią poprawiając brodę.-Ekhm, tak. Piękna, jak cię zwą? Jestem Nieśmiałek. Matka się trochę nie znała, bo jestem, hehe, całkiem śmiały.-Mrugnął, a po chwili zza krzaków wyszedł kolejny krasnoludek.
-Ehe. Do domu. Do domu Nieśmiałek? Znowu dziewczyny podrywasz w lesie.-Stwierdził krasnoludek - kropka w kropkę jak ten z którym już rozmawiała Evelyn. Z tą różnicą że Nieśmiałek miał Niebieski kask, a ten nowy krasnoludek - żółty.-Panienka, oh, no i towarzysze panienki, wybaczą-Powiedział nowy krasnoludek, kłaniając się.-Jestem Gapcio, brat tego tutaj wyrywacza. Proszę nie brać go na poważnie, po tym jak Śnieżka dała mu kosza próbuje swoich sił z każdą nowo napotkaną dziewczyną o co najmniej ponadprzeciętnej urodzie.-Nieśmiałek skrzyżował ręce na piersi patrząć z nienawiścią na brata.
-Aha, a jak ty podrywałeś Dzwoneczka, to wszystko było w porządku tak?-Gapcio oburszył się.
-Nie podrywałem. Dobrze wiesz, że z nami to zupełnie inna historia była. Poza tym co ma to do rzeczy, kiedy zaczepiasz losowe osoby. Poza tym nie widzisz, że pani ma już swojego księcia?-Wskazał na Felixa, na co Nieśmiałek również spojrzał i podrapał się po kasku.
-No cholibka, faktycznie. Ale to ci nie wygląda jak by ksiażę wolał o, tą ksieżniczkę?-Wskazał na Safi.
-Hmm-Gapcio zaczął się temu przyglądać w zamyśleniu. Cieżka sprawa.-W takim razie z kim księżniczka 1, ma dzieci?-Zapytał Gapcio, wskazując na Lan i Cer. Cer chociaż początkowo przestraszona, zachichotała cicho, na coś, co uznała za całkiem niezły kabaret.

Alice:
Alice i Saber wylądowały... same. Dosłownie nikogo poza nimi nie było tam, gdzie skończyły.-Oh...-Stwierdziła smutno Saber i westchnęłą.-To chyba oznacza, że mimo wszystko wszelkie pytania do mnie-Wzruszyła ramionami uśmiechając się lekko. Rozglądając się dookoła, wyglądało na to że znajdują się w centrum jakiejś wioski. Opuszczonej wioski, biorąc pod uwagę że nie było nikogo widać, ani nikogo słychać, chociaż był środek dnia. W powietrzu zaś krążyło stado kruków.-Hmm... jak by, znajoma ta wioska..-Mruknęła dziewczyna, dalej się rozglądając. Na szczęście nie były pozostawione na pastwę losu gdyż z jednej z chatek, wytoczył się wychudzony mężczyzna w łachmanach.
-Co wy tu ro--Zaczął podchodząc bliżej, ale zatrzymał się kilka kroków przed nimi, przyglądając Saber.-Nie... nie, to niemożliwe... ty, ty nie żyjesz. Co ty, co ty tu robisz.-Jego nogi zaczęły się trząść.-Potwór. Odejdź. C--Zaczął ale nie zdążył dokończyć nim podbiegła do niego Saber i sprawnym ruchem dłoni rozszarpała jego twarzoczaszkę ochlapując ziemię krwią i tkankami które zostały z tego co kiedyś stanowiło głowę już bezgłowego mężczyzny który w agonalnych konwulsjach upadł na ziemię wypluwając krew z tej części szyi która jeszcze się ostała przytwierdzona do reszty ciała. Oprócz tej jakże szokującej sceny, w oczy Alice rzuciło się też jak dłoń Saber, przez chwilę miała długie pazury, oraz chyba, porastało ją futro. Zaraz jednak dłoń jej towarzyszki była normalna. Chwyciła ona za rękę mężczyzny i pokazała ją Alice. Na wierzchniej części prawej dłoni wytatuowane miał "A".
-To symbol wyznawców fałszywego Boga. Wrogów tego świata. Tych którzy zaprzedali swoje dusze.-Wstała, zakładając kaptur na głowę.-Nigdy im nie ufaj, nigdy się nie wahaj ich zabić.-Poczuła z bardzo poważną miną swoją mistrzynię, odwracająć się do niej.-Zdecydowanie znam tą wioskę. Wróciłam do domu. Witaj w Zasiedmiogórogrodzie, Alice.-A właściwie jego okolicznej wiosce.
Powrót do góry Go down
Adrian


Adrian


Liczba postów : 8
Join date : 08/01/2022

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptySro Maj 15, 2024 10:34 pm

Adrian był w lesie: dosłownie i w przenośni. Jednak tym dosłownym lasem nie zamierzał się teraz przejmować, bo miał inne rzeczy na głowie. Na przykład płaczącą Caster. Początkowo uważał, że po prostu dostaje silence treatment. O, obraziła się, tupnęła nóżką i koniec. Teraz jednak, widząc jej smutną minę i jak bardzo zgaszony był jej nastrój... oj, czuł się okropnie. Już pomijając, że to była jego wina i wyrzuty sumienia dźgały go niemiłosiernie, to no. Nie chciał widzieć drugiej osoby tak skrajnie przybitej. Szczególnie jeśli to była młoda dziewczyna.
Tym razem to Caster się rozgadała. A Adrian spokojnie i cierpliwie słuchał. Rzeczy, które były absurdalne, niczym wyjęte z jakiegoś anime. Ale im dłużej jej słuchał i łączył to sobie z wszystkimi "absurdalnymi" wypowiedziami innych... to łączyło się w całość. W całość, którą musiał uznać za prawdę... bo innego wytłumaczenia nie miał. Już udowodniono mu, że magowie, magia i jakieś podróże pomiędzy wymiarami istnieją... to mógł na razie uwierzyć w to wszystko, co mówiła Caster.
- Dziękuję. - Odparł łagodnie. Bo w końcu ktoś mu coś rozjaśnił i odpowiedział na wiele pytań. I zdecydowanie był jej za to wdzięczny. - Tylko, że... nie zamierzam się ciebie pozbywać. Nie chcę. Chyba, że... ty... byś chciała abym to zrobił? - Co miało się z nią stać, gdyby zerwał tą więź? Byłaby wolna od "mistrza" czy znikłaby? Te pytania nie przechodziły mu przez gardło. Jednak był gotowy zaakceptować jej decyzję, jakakolwiek by nie była. - I jeśli wychodzi na to, że ty chcesz nawiązać relacje międzyludzkie... i ja chcę się zaprzyjaźnić z tobą... to nie mamy żadnego problemu, czyż nie? - Uśmiechnął się trochę szerzej, szturchając ją palcem w czoło. Ale tak leciutko. - Może nie wyglądam i nie zawsze to po mnie widać, ale mam dobre intencje Caster. - I na pewno nie zasługuję na to, aby ładnie dziewczyny przeze mnie płakały - dodał w myślach.
Podrapał się po brodzie słysząc kolejne wyjaśnienia. Tron herosów? Grall? Rulerzy? Zdecydowanie liznęli dopiero wierzchołek góry lodowej. Tak, miał sporo pytań. Ale nie teraz. Teraz te całe grallowanie, przywoływanie servantów i trony herosów schodziły na drugi plan. Bo zdecydowanie ważniejsze było to, że Caster płakała. Poczuł, jak coś go ściska w gardle. Co zrobić? Gdyby to nie było przez niego, to pewnie od razu by ją przytulił i pogłaskał po głowie. Ale to było przez niego. Więc pewnie nie chciała go nawet dotykać. Może powinien dać jej skopać? Eh. Wyciągnął rękę i na chwilę zawiesił ją niepewnie w powietrzu. Nie. Głaskanie odpadało, bo większość kobiet nie lubiło, jak się je dotykało po włosach. Zamiast tego więc położył rękę na jej ramieniu.
- Caster. Spójrz na mnie, proszę. - Rzucił łagodnie licząc na to, że ta faktycznie podniesie głowę znad ramion. Jeśli nie, to dał jej chwilę, westchnął ale i tak zrobił następny krok. - Nie płacz i uśmiechnij się. - I w tym samym momencie pokazał jej wierzch dłoni z zaklęciami rozkazu. Bo zamierzał tego użyć. Może się błaźnił i potrzebna była jakaś formułka, wierszyk czy coś innego... ale jeśli nie, to skupił swoją... wolę? tak, wolę aby skorzystać z zaklęcia rozkazu. Znaleźć tą magiczną więź i wydać polecenie: Uśmiechnij się. - Tak to działa? - Wyszczerzył zęby dumny z siebie.
Tak. Adrian był zdecydowanie clownem.
Powrót do góry Go down
Evelyn Bevill


Evelyn Bevill


Liczba postów : 6
Join date : 29/04/2024

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyCzw Maj 16, 2024 5:50 pm

Mieli już jakąś małą grupę, a jak wiadomo w grupie było raźniej! Tylko czy faktycznie, w tej grupie było im dane zajść gdzieś dalej? Na pytanie 'co dalej?', Evelyn usłyszała prostą odpowiedź. Dalej w las? Faktycznie brzmiało to jak plan, który może i miał jakiś sens! W końcu stojąc w miejscu raczej nic się w ich sytuacji nie zmieni.
- Zdecydowanie bardziej byłabym za tym, by wysuszyć buty gdzieś indziej niż na stopach, ale chyba nie mamy co na to liczyć. - Westchnęła trochę niepocieszona, ale zaraz znów na jej twarzy pojawił się uśmiech, bo ostatecznie nie stali już po kostki w wodzie.
Chciała też zareagować na dość uszczypliwe podejście Lan do drugiej dziewczyny, ale Cer ją w tym ubiegła. Bliźniaczki wydawały się idealnie dopełniać na swój momentami dość nieporadny sposób. Całe szczęście łzy, które wsiąkały w ziemię były łzami radości! Bevill mogła odetchnąć z ulgą, nawet jeśli słowa Safi były dość niepokojące. Czyżby była gdzieś przetrzymywana, z dala od świata? Tylko czy sługi można było gdzieś przetrzymywać? Patrząc jak Lan oraz Cer wręcz pojawiły jej się na rękach to raczej ciężko byłoby je gdzieś 'uwiązać'? Jednak chyba nie była w pozycji by wypytywać o takie szczegóły.
Pojawienie się Adriana było kolejnym dobrym znakiem! W końcu im więcej tym weselej! Co prawda ten udał się ze swoim sługą kawałek od nich, ale nie miała czasu nad tym rozmyślać, albowiem z krzaków niedaleko niej wyłoniła się dość niska, brodata postać. Huh?
Evelyn zamrugała kilka razy, po tym jak niższy mężczyzna wykrzyknął jeszcze w stronę krzaku kilka słów, zanim ponownie skupił wzrok na niej. Nie żeby to był pierwszy raz kiedy to ktoś rzucał jej szybkie komplementy, ale to był pierwszy raz kiedy ktoś sięgał jej do pasa, a sama przecież do najwyższych nie należała. Do tego ten ktoś, miał dość specyficzne imię... gdzieś je już słyszała?
- Evelyn, miło poznać. - Uśmiechnęła się lekko, zanim z krzaków wyszedł kolejny krasnoludek? To robiło się... coraz bardziej, oderwane od rzeczywistości, w której obracała się na co dzień. Skinęła również głową Gapciowi, ponawiając swoje przedstawienie cicho. Ten przywoływał kolejne imiona... które musiała znać. Tylko dlaczego padały one tutaj? Śnieżka? Dzwoneczek? Czy oni wylądowali w świecie znanym z bajek? Evelyn nie przerywała wymianie zdań między braćmi, dawało jej to czas na próbę poukładania sobie tego wszystkiego w głowie.
Dopiero na wzmiankę o ponowną wzmiankę o dzieciach, uśmiechnęła się lekko.
- Oh proszę, pozwólcie kobiecie mieć swoje tajemnice. - Przyłożyła sobie palec do ust i zaśmiała się cicho. Chichot Cer był dość budujący szczególnie, że zrobiła to zamiast wtulenia się w jej szyję.
- Przepraszam, ale możecie nam powiedzieć gdzie tak dokładnie się znajdujemy? Wygląda na to, że trochę... pobłądziliśmy. - Co nie było znowu jakimś wielkim kłamstwem! - I tak z czystej ciekawości, jeśli to nie tajemnica... nie jest was przypadkiem z braćmi, siedmioro? - Zapytała chcąc się upewnić czy jej wcześniejsze rozumowanie faktycznie było prawidłowe.
Powrót do góry Go down
Felix Flanagan


Felix Flanagan


Liczba postów : 6
Join date : 29/04/2024

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyCzw Maj 16, 2024 7:47 pm

Safi płakała - świadomość odzyskanej wolności najwyraźniej dotarła do niej dopiero na widok otaczającego jej lasu, jednocześnie uderzając w nią z siłą, której z pewnością się nie spodziewała. Choć Flanagan wyraźnie poczuł ulgę, różnica w podejściach do zmiany okoliczności pomiędzy Safi a Lan&Cer wywołała u niego niemałe zmieszanie.
- Chyba nie byłyście w tym samym więzieniu, co? - zwrócił się do pewniejszej w postępowaniu Lan, zostawiając część przemyśleń dla siebie. Już wcześniej brał pod uwagę, że mylący, dziecięcy wygląd jego 'sługi' nieudolnie skrywał prawdę o tym, że miała z 500 lat i pochodziła z jakiegoś League of Legends, gdzie, gdyby nie pozbawienie wolności, mogłaby stać się ujeżdżającą bojowego odyńca pogromczynią smoków i yordli. Czy w nieodległej przyszłości miało się okazać, że absurdalna pierwsza myśl nie była aż tak odległa od prawdy?
- Niech to będzie zaledwie początek radosnych wspomnień. - skinął z łagodnym uśmiechem do Safi niedługo przed tym jak okazało się, że (odliczając Adriana i Narośl, którzy obecnie woleli pójść w krzaki), nie byli tu sami. Szybko jednak wyjaśniło się, że nie groziło im ze strony brodaczy większe zagrożenie. Flanagan ukłonił się lekko do usiłującego wyjaśnić zamieszanie Gapcia.
- Mości panowie współkawalerowie. Nazywam się Felix, a druga z księżniczek to Safi. - skłonił się ponownie i w krótkich słowach przedstawił, kogo trzeba oraz zaznaczył swój stan cywilny w sposób, który mógł przynieść różnorakie skutki, przebiegające gdzieś między propozycją solidaryzowania się, a prowokowaniem niskich jegomościów do odważniejszego zainteresowania się Evelyn (lub Safi, gdyby brać pod uwagę głównie wzrost). Większość scenariuszy zapowiadało się na podobne w skutkach, przynajmniej w ramach zdolności Felixa do jakiegokolwiek planowania. Tak, czy inaczej spodziewał się, że zwyczajnie będą mogli liczyć na jakąkolwiek pomoc. Pytaniami zajęła się już jednak jego towarzyszka tej niezwykłej podróży do krasnoludzkiej Nibylandii. On tymczasem z odrobiną wahania zerknął na reakcję Safi na nowo przybyłych. Jakie były szanse, że dziewczynka pochodziła właśnie stąd i ponownie narażała się w ten sposób na zamknięcie w celi? To by znaczyło, że wcale nie trafili do aż tak bajkowego miejsca...
Powrót do góry Go down
Alice


Alice


Liczba postów : 11
Join date : 02/02/2022

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyPią Maj 17, 2024 12:05 pm

Relacja Alice i Saber jakoś szła do przodu. Zdecydowanie trzeba było jeszcze wyczuć ile ma cierpliwości, kiedy żartuje, kiedy się złości i tak dalej. W końcu ile się znały, 5 minut? Może 10. Dała jej się porwać przez drzwi i gdy znaleźli się w nowym miejscu, jakie wyglądało dokładnie tak samo jak poprzednie z taką różnicą, że byli tu inni ludzie, Iggy dała mówić Saber samej chowając się za nią. Sama perkusistka nie dodawała nic od siebie gdyż przedstawienie mieli już za sobą, lecz zamierzała dodać kilka swoich pytań. Mianowicie czy ktoś wie gdzie jest Caster. Adrian był nawet na tyle miły, że mniej więcej opisał osóbkę jakiej szukali. Mała dziewczynka jaka już przeszła przez drzwi. Krótka wymiana zdań z Archerem dała dziewczynie znać, że on również chyba był tym całym servantem Lili. Czy to znaczyło, że ta dziewczyna za Adrianem była jego służącą? Każdy z nich miał jakieś dziwne imię jakie nie brzmiało zbytnio jak imię. Adrian brzmiał jej europejsko, więc raczej nie był sługą. Niemniej, te przemyślenia musiały zostać odłożone na później, gdyż ruszali dalej. Alice kiwnęła jeszcze głową chłopakowi w ramach podziękowań za informacje o Caster i przeszła za Saber przez drzwi.

Miejsce w jakim się znalazły było w końcu czymś nowym. Nie było wody po kostki oraz przytłaczającej pustki, lecz teraz byli w jakiejś wiosce. Bardzo starej wioski i niezbyt ładnie wyglądającej. Jakby udali się do jakiegoś skansenu podczas wycieczki szkolnej, gdzie nauczyciele myślą, że to coś fajnego. Perkusistka czuła się jakby cofnęli się co najmniej do średniowiecza. Drewniane chaty, ulica była zwykłą ubitą ziemią, nie było słupów elektrycznych, nic. Totalne zadupie.
- Przepraszam. - mruknęła do Saber gdy ta nie była zbyt zadowolona z faktu, że będzie skazana na zapewne pojawiające się w przyszłości pytania z strony Iggy. Tak czy inaczej, Saber twierdziła, że wioska wygląda znajomo. Dla Alice to była wieś jak wieś, lecz rozejrzała się po okolicy. Nigdzie żywej duszy poza nimi. No i jakimś mężczyzną jaki wyszedł z jednego z domków. Wyglądał tak paskudnie jak ta okolica. Jednak jego zachowanie było dość dziwne. Wpierw, jakby chciał je ostrzec. Zapytać co tu robią. Gdy jednak zobaczył Saber, jakby ujrzał ducha. Albo, jak sam powiedział, potwora. Znał ją? Nie miała okazji nawet zapytać bo jej obrończyni dopadła do niego w mgnieniu oka i zerwała mu twarz z głowy. Ciało wieśniaka padło na glebę a czerwona krew jak suknia Saber zaczęła wylewać się na ziemię. Alice stała jak spetryfikowana z każdą sekundą blednąc bardziej, niż normalnie była. Dziewczyna mówiła coś do niej. Pokazywała coś na ręce trupa. Ona jednak wpatrywała się z przerażeniem w dziurę w miejscu, gdzie kiedyś był nos, oczy czy usta. Fałszywy bóg? Dusze? Nie ufać im? Zabić? Jak ona mogła zaufać komuś, kto miał ją bronić, a zabił człowieka w mgnieniu oka. Człowieka, jaki nic nie zrobił? Wszystko uderzyło ją zbyt mocno. Odzyskała jednak panowanie nad sobą biorąc bardzo głęboki wdech.
- CO TO KURWA BYŁO!? DLACZEGO GO ZABIŁAŚ!? Przecież on nic... on... - wydarła się na Saber przerażona wątpiąc w to co mówi gdy panika ją zaczęła przytłaczać. Zrobiła niepewnie krok w tył wbijając w nią oczy i obserwując każdy jej ruch. W końcu obróciła się na pięcie i szybkim krokiem oddaliła się gdzieś pod jakieś drzewo albo ścianę domku. Opierając się o nią ręką kucnęła kuląc się w sobie i opierając barkiem o podporę by przypadkiem się nie wywrócić. Słuchać metalowych piosenek o potworach, morderstwach czy krwawych rytuałach to było coś zupełnie innego niż zobaczyć to na własne oczy.
- To tylko sen. To tylko sen. To tylko sen. To tylko sen... - mamrotała pod nosem trzymając się dłońmi za twarz, jakby bała się, że i jej zaraz znajdzie się na ziemi. Palcami obu rąk wystukiwała paradiddle o skronie by się uspokoić lecz to absolutnie nic nie pomagało. Przecież to był tylko sen prawda? Czemu więc nie mogła się uspokoić? Chciała się już obudzić.
Powrót do góry Go down
Hayden Lee Russell


Hayden Lee Russell


Liczba postów : 6
Join date : 29/04/2024

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyPią Maj 17, 2024 3:08 pm

Przejście przez wrota tym razem prowadziły w jakiejś konkretne miejsce. Dobrze, wszystko będzie lepsze niż tamta podmokła pustka bez odpowiedzi. Rozglądając się po okolicy jednak musiał kilkukrotnie przetrzeć sobie oczy by mieć pewność, że to co widzi jest prawdziwe. Znalazł się w... średniowieczu? Przynajmniej tak by sugerowała architektura budynków, odległego muru oraz wznoszącego się ponad dach zamku. Czyżby cofnął się w czasie?

Tak jak wcześniej po przejściu przez bramę napotkał kolejne osoby. Widział już ich wcześniej, ale nie miał okazji się przyjrzeć im bardziej. Spojrzał się na Theodora, który wydawał mu się takim zdrowym, normalnym chłopakiem w wieku studenckim. Obstawiałby, że z pochodzenia był... Brytyjczykiem? Ciężko było powiedzieć, jednak to było pierwsze skojarzenie Lee patrząc na zachowania i głos. Jego partnerem był wyglądający jak jakiś agent CIA z telewizji czarnoskóry jegomość o bystrym spojrzeniu i dość charakterystycznych... manierach. Miał nadzieję, że był poukładanym człowiekiem mając na uwadze jak dużą uwagę musiał włożyć w swój ubiór.

Następną osobą była równie młoda dziewczyna ubrana jak chłopczyca, co może nie było czymś niezwykłym, ale wartym zwrócenia uwagi. Patrząc się na nią nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ma do czynienia z jakimś chuliganem. Przyjął taki wniosek widząc, że ma ze sobą kij baseballowy, który raczej dużo mógł powiedzieć o człowieku. Z tego też powodu automatycznie przytoczył ją do bycia Amerykanką. Jeśli zaś chodzi o jej towarzyszkę... na litość boską czy ona nie była cała naga? Nie przeziębi się przypadkiem? Tylko jakieś bandaże wokół niej...
No z całą pewnością rzucała się w oczy i miał nadzieję, że przez czasy(tudzież miejsce) w którym się znaleźliśmy, ludzie nie zaczną traktować ją jak nierządnice.

Na końcu, nie długo po nim, pojawiła się znane mu już lepiej duo. Lilia oraz Archer. Tym się już przyjrzał i nawet ucieszyła go ich obecność. Pomimo wyraźnej niechęci do religii Lili z którą nie za wiele mógł zrobić, tak Pan Archer zdawał się być bardzo sympatyczny i przyjacielski. Miał nadzieję, że w takim składzie w jakim się wszyscy znaleźli, dadzą radę dowiedzieć się co się tutaj dzieje.

Wracając jednak do obecnej rozgrywającej się przed jego oczyma akcji. Świnka. Wyrzucona z budynku. Antropomorficzna. Gadająca. Prosząca o pomoc. Czy był w szoku z powodu tego widoku? Niezbyt. Jego mózg zdawał się być pomału otępiony od nadmiaru dziwnych i niewyjaśnionych sytuacji jakie się tu wydarzały. Zamiast popadać w zaskoczenie oraz niedowierzanie, postanowił pogodzić się z sytuacją i... odegrać swoją rolę w tym dziwnym teatrze losu, jaki zgotował mu Pan.
Ściągnął z siebie swoją albę, odsłaniając spod niej czarną elegancką koszulę oraz spodnie wraz z zapiętą szaro-zieloną kamizelką. Zaczął podchodzić do świnki, omijając po drodze "drużynę" tak by ich przypadkiem nie dotknąć. Nie chciał być nieuprzejmy. Kiedy już stanął naprzeciwko dziwnej kreatury, na twarzy Lee pojawił się lekki przyjacielski uśmiech, wyuczony na siłę przez lata. Do tego kucnął tak by zrównać się swoim spojrzeniem na poziomie oczu, czy też ryjka świnki.
- Witaj. Niestety nie widziałem twoich braci, jednak jeśli odpowiesz nam na parę pytań to nie widzę przeciwskazań by ci pomóc ich odnaleźć. - Odezwał się do niego, jednocześnie szukając czegoś po kieszeniach w pół-złożonej w dłoni alby. Gdy już jego dłoń sięgnęła do paczki wyjął z niego pojedynczy zapakowany w folię lizak, który to rozpakował i podał świni. Akt dobrej woli i intencji.
- Proszę to dla ciebie. Mam nadzieję, że tamten człowiek w fartuchu nie zrobił Ci krzywdy. Powiedz nam proszę jak się nazywasz? Jak nazywa się to miejsce czy też miasto? Co masz na myśli mówiąc o "legalnych" mieszkańcach? Czy "nielegalni" mieszkańcy spotykają tutaj jakieś konsekwencje? - Zadał swoje pytania, starając się potraktować stworzenie jak zwykłego człowieka, może nawet bardziej jak dziecko, bo bóg jeden wie ile taka mara może mieć wiosen na karku. Gdy skończył mówić, odwróciłby się do drużyny spoglądając na nich pytająco sugerując, że jeśli mają jakieś pytania to jest to dobra okazja by je teraz zadać.
Powrót do góry Go down
Theodore Roosevelt


Theodore Roosevelt


Liczba postów : 17
Join date : 04/06/2021

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyWczoraj o 12:24 am

Theo był trochę zbyt zażenowany by dalej odpowiedzieć Sinowi. Skinął głową, niejako się z nim zgadzając, choć raczej był to okaz jego braku chęci obstawania przy swoim, zwłaszcza przy tak żenującej dla niego kwestii. Potem zaś... byli już w nowym świecie. W otoczeniu zupełnie innym, a zarazem nie do końca pasującym. Sin oczywiście skomentował, początkowo radując duszę Rose'a, tylko po to, by zaraz to popsuć dość szybko. Przełknął ślinę, ale nie skomentował bardziej. Zwłaszcza, gdy Basey zaczęła go ciągnąc, a Sin oczywiście nie mógł sobie darować. Skomentował, oczywiście wprawiając wkrótce chłopaka w większe zakłopotanie.
-Ummm, raczej tak się po prostu... mówi? - odparł niezbyt pewnie, po czym spojrzał na Basey, starając się nie patrzeć zbytnio na Rider. -Może być też Theo. - dodał, po tym jak Assassin go przedstawił.
Moment, jak to assassin? Spojrzał jeszcze raz na czarnoskórego, może z mimiką będącą mieszaniną, szoku, przerażenia, ale także i zdziwienia. Nie skomentował jednak szybko wbijając wzrok w ziemię. Wkrótce zaś kilka innych osób się pojawiło i już mieli się przedstawiać, gdy nagle sytuacja się rozwinęła i to do dość... ciekawej formy. Sam Roosevelt nie wiedział co się dzieje za bardzo i jak na to zareagować. Zdecydowanie... za dużo na raz dla niego.

Pierwszy zareagował Hayden. Ksiądz zachował się jak prawdziwy łowca nieletnich dzieci z miasta o nazwie Boat daleko od jego miejsca urodzenia, wyciągając lizaka i kusząc biedaka. Zamiast tego skupił się na innych i lekko uniósł do nich rękę.
-Um... jestem Theo... T. A to Sin. - przedstawił siebie oraz swojego chowańca (nawet jak w pełni o tej części ich relacji nie wiedział. -Co... robimy? - zapytał niepewnie szeptem, tak by świnka i prawdopodobnie ksiądz także tego tego nie usłyszeli.
Nie chciał im przerywać, a sam także nie do końca wiedział co zrobić. Oczywiście, czarnoskóry miał pewne teorie, ale nawet on sam stwierdził, że może się mylić. Więc jak mają to potwierdzić? Nastolatek nie wiedział.
Zamiast tego próbowałsię odnaleźć w tym wszystkim.
Powrót do góry Go down
Basey


Basey


Liczba postów : 7
Join date : 29/04/2024

Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  EmptyWczoraj o 4:52 pm

Podekscytowanie tym co usłyszała od Rider definitywnie trwało trochę dłuższą chwilę. Już w głowie wyobrażała sobie te wszystkie triki, przewroty, latanie i... wiele wiele rzeczy. Aż zazdrościła Rider jej zdolności, ale będąc jej mistrzynią nie  była nic stratna, prawda? Rozradowana więc tuptała przed siebie, aż to przeszli przez te drzwi i no, trafili tam gdzie trafili. A tam? Szybka ewakuacja z miejsca zdarzenia nim by doszło do jakichś problemów.
- Rideeeeer. Zamieszanie zabija ludziii. - stwierdziła trochę przeciągle słysząc jak byłoby ono ciekawe. No, pewnie tak, ale lepiej było go chyba unikać w nieznanym miejscu. Nie mniej nie mogłą się uśmiechnąć przez sposób w jaki powiedziała, że no "to zabija ludzi". Słysząc jednak słowa wysokiego faceta obok puściła mu oczko na to, że będą się tam mniej rzucać w oczy. On na pewno, nie żeby to powiedziała na głos. - Na pewno mniej osób będzie nas widzieć! Miło poznać, Ass, Theo.
Skróciła też sobie odrazu jego tytuł, no bo jednak mówienie "Assassin" było trochę zbyt długie jak na jej gusta. I nie było złego w byciu tyłkiem, prawda? W końcu każdy z nich miał ten dobry z tego co widziała! Nie, żeby jakoś super bardzo oceniała. Tak samo, lepiej leżało jej na ustach Theo niż T, chociaż definitywnie druga opcja brzmiała cool na swój sposób. Z racji że też chłopak się nie opierał... no został zacięgnięty. Tyle. Kropka.
- Rider, Assassin, Caster... jest tutaj jakiś schemat, prawda? Kogo jeszcze mamy i... to nie imiona, tak? - zapytała niepewnie bo jeżeli tak, to mieli okropnych rodziców. - W sumie, to czym jest tron Herosów?
Dopytała, bo tego to też nie wiedziała. Słysząc teorię Assa co do tego że powinni znaleźć drzwi podrapała się wolną ręką po głowie.
- To... chyba może być ciężko znaleźć drzwi kiedy... no dużo ich jest. Tak. Zadanie do wykonania definitywnie brzmi jednak jakbyśmy byli w grze, to może coś w tym jest! Tylko jakie? Pomóc królowi? Rebelia? To te takie typowe... - przyznała głośno myśląc jak już znaleźli się w bocznych uliczkach, nim to... pojawiły się nowe osoby! I to wiele nowych osób, w tym nawet... ksiądz? Definitywnie był dość unikatowy, chociaż czy bardziej od Assa lub Rider nie wiedziała.

Już mieli się witać i takie tam, kiedy to nagle wypadła im świnka w szelkach. Huh? Basey mrugnęła parę razy i zaczęła obserwować to przedstawienie jakiego była świadkiem. Tatuaż z "A"? Jakiś nowy szyk mody? Nie wiedziała. Świnka jednak szybko zaczęła do nich gadać, to Basey przyglądała jej się w milczeniu. Dopiero po tym jak skończyła mówić wszystko, to reakcję miała podobną jak Assa. Lekko pociągnęła Rider za bandażyk jaki gdzieś wystawał, tak by zwrócić jej uwagę.
- Rider, świnia do mnie gada. Nie wiem czy mi się to podoba. - przyznała zerkając na swoją towarzyszkę, nim to wzrokiem faktycznie wróciła do świnki. I księdza jaki to do niej podszedł kusząc lizakiem. Czy tak wypadało? Czy zwierzęta takie mogły w ogóle jeść słodczycze? Czy miało to jakieś większe znaczenie w momencie, kiedy no ta świnka to właściwie nawet gadała? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Słysząc raczej niepewny szept Theo jednak, nie mogła nie odpowiedzieć również szeptem. - Nie wiem, ale trzy prosiaki brzmią dla mnie jak te trochę z bajek co za dzieciaka leciały w telewizji.
Skomentowała prosto Basey. Nie, żeby jakoś faktycznie się znała. Bardzo szybko przestała je oglądać preferując Power Rangers. Po chwili jednak wzrokiem przeleciała na pozostałą nową parę jaka się pojawiła, no bo ksiądz był lekko zajęty. Pomachała im wszystkim.
- Ja jestem Basey, a to Rider! Miło poznać! - proste przywitanie przy okazji wskazując Rider kiedy to no mówiło o Rider. Jak dobrze, że ta miała teraz na sobie chociaż jej kurteczkę to nie była aż tak kompletnie naga. Po tym jednak jego spojrzenie również przeleciało na świnkę. - Poza tym wszystkim, czy wiesz może coś na temat jakichś super magicznych drzwi, lub jakie zadanie mieliby do wykonania super bohaterowie w tym królestwie?
No, bo tak trochę możliwe że nimi byli. A jeżeli mieli zadanie do wykonania? To może świnka miała pomysł! Nie, żeby jakoś specjalnie miała powód żeby im pomagać jednak jak to ksiądz powiedział - może pomogą sobie wzajemnie!
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty
PisanieTemat: Re: Arc 1 - ??? - Meaning of freedom    Arc 1 - ??? - Meaning of freedom  Empty

Powrót do góry Go down
 
Arc 1 - ??? - Meaning of freedom
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Kot Terrorysta :: Fate/Branch Yggdrasil-