Share
 

 Zoroaster [Testy Karty]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Maczki




Liczba postów : 1
Join date : 20/07/2015

Zoroaster [Testy Karty] Empty
PisanieTemat: Zoroaster [Testy Karty]   Zoroaster [Testy Karty] EmptyCzw Lis 05, 2015 6:50 pm

[MAIN THEME]

Wygląd Imię: Zoroaster
Pseudonim: Wróżbita Maciej Ćpun, Widzący
Nazwisko: Aryan
Płeć: Męska
Wiek: 28 lat
Wzrost/Waga: 181/53 (niedowaga – 7 kg)
Gildia: aplikuje do Rady na stanowisko asystenta Siriusa Graya
Znak gildii: aktualnie na prawej łopatce znajduje się symbol maski, a na lewej – zagięta laseczka z kropką pod uchwytem.
Klasa Maga: 0

WyglądWygląd:
Niektórzy twierdzą, że wygląda rzeczywiście jak eremita. Wychudzone ciało, trupio-wyglądająca twarz, chusta okalająca głowę, dużo ubrań wyglądających na ciepłe, a do tego niezgrabne ruchy, jakby mężczyzna kompletnie nie przystawał do tego ludzkiego świata. Inni natomiast stwierdziliby, że to samo anielskie dziecię spadło z nieba i nieco się poobijało. Nie, nawet nie anielskie dziecię, a sam Raziel, pan tajemnic. Jego twarz przywodzi na myśl dzieła renesansowych mistrzów. Rzeczywiście, trudno znaleźć na niej naturalne niedoskonałości – nabyte to kompletnie inna historia. Patrząc na czubek jego głowy, niektórzy stwierdziliby, że mieści się na nim pole pszenicy. Złote kłosy lśniące w sierpniowym słońcu gięły się pod ciężarem ziaren. Może jednak to nie zboża okalały głowę Zo, a zwyczajnie przypominające je włosy o złocistej barwie? Podobny kolor przybrały brwi mężczyzny, pod którymi kryły się ciemnobrązowe (w słońcu - kasztanowe) oczy. Ślepia te w niektórych momentach stawały się prawdziwie zwierzęce – raczej sarnie niż wilcze. Elementy nie pasujące do tegoż teoretycznego ideału piękna dawały się dojrzeć choćby na bladych, prawie zlewających się ze skórą ustach mężczyzny. Do tego dochodziły sine ślady pod oczami i wrażenie wychudłej fizys. O ile twarz można określić jako renesansowy ideał, o tyle reszta ciała odbiega znacząco od tego stwierdzenia. Jeśli miałoby się opisać je jednym przymiotnikiem, byłby to przymiotnik „wychudzone”. Nietrudno policzyć wszystkie żebra, nietrudno zakreślić linię obojczyków i łopatek, nietrudno odnaleźć odznaczające się kręgi. Niewygodnie siedzi się również na kościstej sempiternie. Nogi i ręce przez niewyobrażalną szczupłość wydają się być o wiele dłuższe, trochę jak u patyczaka. Żeby ukryć te defekty, Zo zazwyczaj ubiera się w dość szerokie ciuchy – tuniki i szarawary to jego domena. Wszystko zaprawione fantazyjnymi kolorami, a do tego fioletowa chusta obszyta złotogłowiem, spoczywająca często na jego głowie. Zakrywa ona często prawe, poprzebijane różnymi kolczykami ucho.

WyglądPomiędzy wyglądem a charakterem:
Strefa, w której mieszają się te dwa opisy to głównie mimika, głos i niektóre zachowania. Lico Zoroastra oferuje otoczeniu głównie dwie miny – totalne znudzenie oraz uśmiech. Czasem pojawia się również lekkie zaciekawienie, związane z nagłym obrotem spraw. Nic skrajnego, wszystko trzymane w ryzach. Spokojny, tenor mieszający się miejscami z altem charakteryzuje dźwięk wydający się z gardła Zo. Nie ma w nim kompletnie żadnej agresji, nie słychać też napięć, zupełnie, jakby blondyn przez cały czas był na haju. Ze względu na flegmatyczny charakter (o którym informacje znajdziecie poniżej), nie czuje się też szczególnie zobowiązany do zbyt szybkich ruchów. Jego twarz przybiera zawsze osobliwy wyraz, kiedy w grę wchodzi opium. Doskonale widać po nim stan uniesienia, czasem nawet typowej ekstazy, która mija wraz z powolnym trzeźwieniem. Powrót do świata realnego często bywa bolesny.

WyglądCharakter:
Większość ludzi uznałaby Zo za zwykłego dziwaka zamkniętego w swoim świecie. Za ćpuna, który nie potrafi poradzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. Za hochsztaplera okradającego naiwnych ludzi. Nic z tych rzeczy – zarejestrowana działalność gospodarcza mężczyzny odprowadza podatki dla Fiore, a także ma stały cennik. Idą tylko ci, którzy naprawdę tego chcą! Zo opowiada im wtedy o tym, co mogłoby ich czekać, bo na tym zna się najlepiej. To bardzo sympatyczny i niezwykle spokojny człowiek. Przez opium zdawałoby się, że jego umysł jest całkowicie stępiony, lecz nic z tych rzeczy! Szare komórki działają sprawniej niż u nawet większości ludzi, a umiejętność medytacji oraz wciąganie opium dają szansę na lepszą analizę długoterminowych spraw. Mężczyzna oprócz doskonałej znajomości świata astrologicznego, zna się też na ludziach. Działa na podstawie własnych przeczuć, a te rzadko go zawodzą. Na głodzie staje się nieznośny, trochę jak małe dziecko, które nie dostało swojej zabawki. To tak właściwie jedyny czas, gdy pochmurnieje. Do wszystkiego dochodzą silne bóle głowy i czasami nawiedzające jego umysł wizje. Na głodzie jest w stanie zrobić wiele, żeby dostać dawkę opium. Stara się reklamować głównie szeroką wiedzą dotyczącą astrologii, numerologii, wróżbiarstwa oraz symboliki i legend. Nie wszyscy od razu muszą wiedzieć, że bywa niezrównoważonym opiumistą, prawda?

Zoroaster [Testy Karty] YnU1WQR

Cały pokój wypełniony był dymem. Ktokolwiek, kto wszedłby do pomieszczenia, walczyłby najpierw z dymem, szansa jednak na wygranie tegoż pojedynku była zerowa.
Tak działało opium.
Najpierw podstępem wkradało się do płuc, a potem uderzało do głowy. Jeden wdech i już po trzeźwo myślącym człowieku. Świat zaczynał uciekać, nadchodził spokój lub niewytłumaczalna siła. Spora leżanka znajdująca się w kącie pomieszczenia mieściła na sobie aktualnie troje ludzi – kobietę i dwóch mężczyzn. Blondyn trzymał w dłoni fajkę opiumową, którą właśnie oddalał od ust. Spomiędzy jego warg wydobył się kłąb dymu, a on sam opadł bez sił na poduszki. Świszczący oddech. Niewyraźne spojrzenie skierowane na sufit. Kobieta odebrała mu fajkę i przytknęła ją do własnych ust. Brunet wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Rozjeżdżający przed jego oczami świat zdawał się nie tyle go niepokoić, co raczej bawić.
- Wznosiłem rękę – umierali, potem drugą – rozstąpiły się niebiosa… – szeptał do siebie blondyn, wciąż wbijając nieprzytomne spojrzenie ciemnobrązowych oczu w sufit. Wydawało się, że chce po coś lewą dłonią sięgnąć. Wtedy rozległ się huk. Drzwi do pokoju otworzyły się, a cały dym został wciągnięty przez jakąś dziwną siłę. Świeże powietrze na chwilę otrzeźwiło całą trójkę. Blondyn podniósł się na łokcie, by przymrużonymi oczami móc zobaczyć, kto stoi w drzwiach.
- No, no… Zoroaster Aryan – zaczął niski, kobiecy głos. Postać zwróciła się do dwóch stojących obok niej mężczyzn. – Bierzcie go.
Nietrudno było wyciągnąć wpółżywego blondyna z leżanki. Nawet niespecjalnie się opierał. Kobieta spojrzała na twarz swojego więźnia. Wydawała się być mocno zniesmaczona tym widokiem.
- Jak mogłeś tak nisko upaść… – westchnęła. – Przyniosłeś wstyd Dzieciom Światła. – Po tych słowach, pokazała swoim podopiecznym, by się ruszyli, zostawiając dwoje kompletnie zdziwionych, choć w pewnym sensie też raczej naćpanych, ludzi samym sobie.

Wygląd [LINK]
Zaśpiewała mu ostatnią kołysankę, ucałowała go w czoło, a potem weszła na strych i zawisła na sznurze. Nikt nie wiedział, dlaczego. Nikt nie rozumiał, co chciała tym osiągnąć. Przecież jeszcze wczoraj zachowywała się tak, jakby nic się nie miało stać. Ugotowała obiad, posprzątała dom, uśmiechała się tak, jak zazwyczaj… Nic nie wskazywało na to, że wieczorem założy pętlę na szyję i zeskoczy z krzesła. Nikt nawet nie słyszał nic ze strychu. Na pewno ktoś wiedział. Ktoś musiał wiedzieć. To przecież niemożliwe.
Miał wtedy sześć lat. Patrzył, jak ludzie w żałobnych strojach kręcą się po jego domu. Dzień wcześniej przyjechała jeszcze Policja Magiczna, ale szybko wyszli. Ojciec, którego widywał tak rzadko, siedział milczący na krześle w kuchni. Nikt do niego nie podchodził, nikt się nie odzywał. Nawet nie próbowano tego robić.
- Gdzie jest mama? – pytał wszystkich wokół. Wtedy któraś z ciotek podchodziła do niego i głaskała po burzy złotych włosów.
- Biedny chłopiec… – mówiły jedna do drugiej. Nic z tego nie rozumiał. Chciał tylko wiedzieć, gdzie podziała się jego mama. W końcu zobaczył ludzi z pogotowia wynoszących jakiś czarny worek ze strychu. Nie pamiętał, by mieli tam czarny worek. W końcu chłopiec zebrał się w sobie i podszedł do ojca.
- Gdzie mama? – spytał cicho. Mężczyzna poruszył się spazmatycznie i odparł:
- Twoja mama już do ciebie nie wróci.
Był zdziwiony.
- Jak to nie wróci? – Jego głos wydawał się rzeczywiście zaskoczony tym stanem rzeczy. Ojciec nie odpowiedział. W drzwiach pojawiła się Malia, starsza siostra chłopca.
- Chodź, Zo. Zostaw tatę. Chodź…
Posłusznie złapał ją za rękę i ruszył do swojego pokoju. Dziewczyna usadziła go na łóżku i kucnęła przed nim.
- Gdzie jest mama? – zapytał znowu. Wciąż nie rozumiał, o co chodzi. Czemu nikt nie może powiedzieć jaśniej, że wyszła do sklepu? Malia westchnęła. Chłopczyk dopiero teraz zauważył, że ma oczy czerwone od łez.
- Zo, widzisz… – Jej głos się łamał. – …mama od nas odeszła.
- Przecież wczoraj tu była, nie mogła odejść. – Dziecięca logika jednak nie miała granic. Malia zacisnęła zęby. Zo patrzył na nią tak, jakby naprawdę nie rozumiał, co się wokół niego dzieje. Denerwowało ją to tak strasznie, że zacisnęła ręce mocniej na dłoniach chłopca.
- Mama wzleciała do nieba i już nigdy do nas nie wróci.
Zo otworzył szerzej oczy. Nie mogła wzlecieć. Przecież nie była chora, ani stara. Tylko chorzy i starzy wzlatywali do nieba, prawda? Zaczął powoli rozumieć, co się działo. Spuścił wzrok i pobladł. Gdzie jest mama…?

Wygląd [LINK]
Zo zaczął częściej widywać swojego ojca. Od teraz to on rządził w domu. Przychodził po pracy, siadał do stołu i rozporządzał wszystkimi. Malia udawała przed młodszym bratem, że rodziciela się nie boi, Zo wiedział jednak jaka była prawda. Widział nerwowe zachowania, jakie wykazywała tuż przed powrotem ojca do domu. Widział też siniaki na jej rękach i twarzy. Czasem mówiła do siebie, że mężczyzna się po prostu zmienił, przeżywa śmierć swojej małżonki. Powtarzała to sobie bez końca, jak mantrę. Codziennie, gdy wstawała i kładła się spać, mówiła sobie, że da radę. Zo też nie był traktowany od niej wiele lepiej. Nie miał najłatwiejszego życia w szkole, bo większość chłopców go wyśmiewała. Był raczej mizernej budowy, a bardziej od zabawy w wojnę interesowało go wróżbiarstwo, któremu oddał się do głębi. Dziewczęta często doskakiwały do niego na przerwach i prosiły o wyczytanie im przyszłości z ręki albo rozłożenie Tarota.
- Pff, pedał – mówili między sobą chłopcy i wracali do swoich zajęć. Czasem tak było. Czasem jednak wychodzili za nim ze szkoły i za najbliższym zakrętem wbijali swój pogląd na świat w jego twarz i brzuch. Wracał potem do domu, a ojciec patrzył na niego wzrokiem pełnym pogardy.
- Nawet obronić się nie umiesz. Kto cię wychowywał… – mruczał pod nosem, ale tak, żeby Zo na pewno to usłyszał. Otępiały chłopak bez słowa wracał do swojego pokoju i zamykał się w nim aż do następnego poranka. Wtedy szedł do łazienki, mył poobijaną twarz, zmywał zaschniętą krew z kącika ust i spod nosa. Patrzył przez długi czas na przeskakującą szczękę i posiniałe oczy. Dotykał obrzękłych kości policzkowych. Dłonią przesuwał po klatce piersiowej, sprawdzając, czy nic nie ucierpiało jakoś znaczniej. Znał ten ból; już trzykrotnie łamano mu żebra, wiedział więc, co się z tym wiąże. Zazwyczaj, gdy wychodził z łazienki i widział ojca wychodzącego do pracy, łapał go skurcz i nie mógł się ruszyć. Cały brzuch spinał się tak mocno, że Zo nie mógł oddychać. Ojciec jedynie odwracał się, rzucał mu to samo znudzone spojrzenie i wychodził, nic nie mówiąc. Z podłogi podnosiła go dopiero wracająca ze szkoły Malia, leżenie trwało więc dobre kilka godzin. Ile razy jechał już z tym do szpitala, a oni odsyłali go z powrotem do domu… Wolał już nie liczyć.
Tak było od momentu, gdy mama wzleciała do nieba.

Wygląd [LINK]
Wiele zmieniło się w dniu, w którym Zo skończył piętnaście lat. Był to jego ostatni dzień spędzony w domu, ostatni dzień spędzony z rodziną, której miał już nigdy więcej nie zobaczyć. Jeszcze tego samego wieczoru spakował wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i odszedł, podkradając wcześniej pieniądze ojcu. Malia oddała mu też część swoich oszczędności, choć nie było tego wiele. Chłopak czuł jednak, że nadarza mu się jedyna okazja w życiu, żeby wreszcie coś zrobić, żeby uciec. Wiedział, że najlepsze dopiero przed nim. Wsiadł w pociąg do Magnolii i odjechał.
Trafił do miasta na dzień przed wielkim festiwalem błaznów, który odbywał się tu raz do roku. Miejsc noclegowych znaleźć nie mógł w ogóle, spał więc pod mostem, zawinięty w pled i płaszcz. Nad ranem obudziła go młody policjant, który chyba nie życzył sobie, by Zo znajdował się w tym miejscu.
- Dokumenty – zażądał. – Jak się nazywasz?
Zo wygrzebał dokumenty z torby i podał je policjantowi.
- Zoroaster Aryan – przedstawił się zgodnie z żądaniem i z wyczekiwaniem obserwował ruchy policjanta. Ten spisał, co miał spisać, przyjrzał się chłopakowi i kucnął przed nim.
- Wiesz, możesz spróbować dziś pospać w namiotach z tymi od festiwalu. Jak im trochę pomożesz przy organizacji, to chętnie cię wezmą. – Wyraźnie szkoda mu było siedzącego przed nim blondyna. Wyprostował się i ruszył w swoją stronę, rzucając na odchodne: - Powodzenia!
Zo przez dłuższą chwilę starał się zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Puścił go? Ot tak? I co z tymi błaznami…?
W końcu Aryan trafił na festiwal. Tylu kolorowych postaci i takiego szaleństwa nie widział już dawno. Wszyscy się uśmiechali, wszyscy tańczyli; bawili się, jakby jutra miało nie być. Patrzył na to wszystko przez dłuższą chwilę, gdy poczuł, że ktoś łapie go za rękę. Odwrócił się i dojrzał niską babuleńkę.
- Chłopcze, przepowiedzieć ci może przyszłość? – zapytała. Ile mogła mieć lat? Z dziewięćdziesiąt? Jakim cudem tak mocno trzymała go za przegub? Nie zastanawiał się długo.
- Oczywiście – odparł. Staruszka posłała mu bezzębny uśmiech i zaprowadziła do niewielkiego, kolorowego namiotu. W środku panowała prawie kompletna ciemność. Jedynym źródłem światła była niewielka świeca ustawiona na okrągłym stoliku. Oba krzesełka zaskrzypiały, gdy na nich zasiedli. Wróżka sięgnęła po karty znajdujące się po jej lewej stronie i przetasowała je.
- Kochanieńki, powiedz mi, co chcesz, żebym przeczytała najpierw? – spytała, zerkając na chłopaka spod grubych, siwych brwi.
- Dłoń – odpowiedział błyskawicznie. Babuleńka wydawała się początkowo zdziwiona, ale delikatnie ujęła rękę swojego klienta, spoglądając na nią z zamyśleniem. Mruczała coś pod nosem. Można rzec, że rozmawiała sama ze sobą. Zo spoglądał na nią z uwagą. Wilgotny oddech staruszki łaskotał go niemiłosiernie, ale starał się powstrzymać przed jakimikolwiek uwagami czy dodatkowymi ruchami.
- Twoja linia życia jest długa, prawie tak, jak moja – zaczęła. Zmrużyła oczy, przyglądając się bliżej dłoni Zo. – Linia miłości jest słabo zarysowana, mocno poszarpana. Rozwidla się na końcu.
Zdawało mu się, że staruszka posmutniała. Może to jednak tylko wrażenie?
- Wzgórze Wenus wydaje się być mocno wypukłe, za to wzgórze Marsa – wklęsłe, prawie nie mogę go wyczuć. Podobnie ze wzgórzem Jowisza. – Mówiła coraz ciszej. Jej wzrok też wydawał się być coraz bardziej smętny. W końcu spojrzała na niego. – Doskonale wiesz, co to oznacza, prawda, chłopcze?
Wzdrygnął się. Skąd mogła o tym wiedzieć? Przecież… przecież w ogóle się nie znali. Postanowił jednak się opanować i odpowiedzieć:
- Tak, wiem. Żyć będę długo, nawet wbrew własnej woli. Kochać – mocno, ale w ukryciu i nadejdzie ktoś nowy, komu poświęcę przynajmniej część tych uczuć. Mało we mnie pierwiastka męskiego, choć niezbyt się z tym godzę. Nie nadaję się również na silnego przywódcę, wolę siedzieć z tyłu. Wystarczy?
Babuleńka pokiwała głową z zadowoleniem. Wyglądało na to, że młodzian wyjątkowo przypadł jej do gustu.
- Nie chciałbyś zostać na herbatę?

Wygląd [LINK]
Miło obserwowało mu się biegających w dole ludzi. Niczym mróweczki przemykali po ulicach Magnolii. Wydawali się tacy mali, tacy bezbronni. Nie pamiętali swojej przeszłości, nie znali przyszłości. Liczyło się tylko tu i teraz. Ech, gdyby chociaż na chwilę przystanęli i poczynili jakąś autorefleksję, to może świat stałby się lepszym miejscem? Zo wydawało się, że nic im już nie pomoże. Poznanie przyszłości bardziej bolało ich, niż dawało im spokój i chęci do działania. Po co więc to robili? Ciekawość nie była tu odpowiednią pobudką.
- Zo? Co tu robisz? – Nagle kompletnie znikąd pojawiła się Nina. Oparła się plecami o balustradę, rzucając co jakiś czas ukradkowe spojrzenie na rozpościerającą się pod nimi ulicę.
- Myślę – odparł zgodnie z prawdą, nie było jednak w jego wypowiedzi nic nie miłego. To po prostu stwierdzenie. Zresztą, Nina była dla niego jak siostra. Nawet z wyglądu przypominała Malię. Rysy twarzy miały naprawdę podobne, tylko włosy Niny miały inny ciemny kolor i były długie, a oczy zielonkawe. I postura. Malia była niezwykle szczupła, zaś Nina z pewnością posiadała kobiece kształty. Dziewczyna rzuciła mu pytające spojrzenie.
- Ach, tak? – Przekrzywiła głowę. Zo westchnął i odwrócił wzrok od ulicy, by zerknąć na swoją przyjaciółkę. Przez chwilę patrzyli tak na siebie, aż wreszcie Aryan doskoczył do niej, chwycił ją w talii, a następnie prawą ręką złapał jej dłoń i utworzył coś w rodzaju ramy tanecznej. Nina zaśmiała się perliście.
- Co robisz, głuptasie! – zawołała, lecz młodzian kontynuował wesoły taniec. Zaczął nucić jakąś jedynie im znaną melodię, która nadawała ich krokom rytm, a tym samym ich ruchy nie wydawały się tak niezgrabne. W końcu chłopak przystanął i wypuścił swoją partnerkę. Ktoś zaczął klaskać. Gdy się odwrócili, ujrzeli Lisa. Lis był starszym bratem Niny i aktualnym dowódcą całej zgrai. Niektórzy nazywali ich po prostu bandą błaznów, cyrkowcami, ale w swoim otoczeniu nazywali się Białą Maską. Oprócz okradania nieco bogatszych ludzi za pomocą magii, trudnili się też wystawianiem przedstawień na świeżym powietrzu (oczywiście, żeby kraść), organizowaniem festiwali (podczas których kradli na potęgę) i wystawianiem własnych wróżek i żebraków (to już inny sposób kradzieży, ale też!). Zo uczestniczył jedynie w procederze kradzieży, która nie raniła jego poczucia sprawiedliwości, czyli we wróżeniu. Nie czuł się tak, jakby okłamywał kogokolwiek i brał pieniądze za uczciwą pracę. Czuł się tu ponadto jak w domu. W końcu go doceniano, nie wyśmiewano go za to, jak wyglądał i co robił. Był częścią Białej Maski już od trzech lat.

Wygląd [LINK]
Jeszcze tego samego dnia Zo zszedł na ulice Magnolii, by wykonać swoją pracę. Było już południe, ludzie więc tłumnie przybywali na rynek, by zakupić ubrania, żywność i jakieś bibeloty. Chłopak właśnie nakładał na głowę swoją fioletową chustę z obszyciem ze złotogłowiu, gdy zauważył dość ciekawą postać przechodzącą właśnie przez środek rynku. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o bladej twarzy zdawał się przykuwać nie tylko uwagę Zo. Podejrzliwie patrzyli na niego również policjanci, patrolujący okolicę. Aryan poprawił chustę tak, by przykrywała większość jego twarzy, poprawił również szerokie, workowate ubrania i ruszył w kierunku przechodnia. Równie szybko, co on, szli w jego kierunku funkcjonariusze, trzeba było więc w jakiś sposób ich uprzedzić. Gdy tylko mężczyzna znalazł się na wyciagnięcie ręki od chłopaka, ten chwycił jego dłoń i przekrzywił głowę, jakby zobaczył w tej oto dłoni coś niezwykle frapującego.
- Chce pan poznać swoją przyszłość? – zapytał, przerzucając spojrzenie na twarz nieznajomego. Jakież on miał oczy! Czyste złoto, w którym można było bez pytania się zatopić. Zo zaniemówił. Mężczyzna uśmiechnął się, a policjanci dali sobie spokój.
- Oczywiście – odparł. Jego głos zadźwięczał w uszach Zo, a ten całkowicie bezrefleksyjnie pociągnął go za sobą do niewielkiego namiotu na skraju rynku. Nawet przez myśl nie przemknęło mu: „Co ja właściwie robię?”. Ten sam namiot, w którym przyjmowała go babinka, był równie ciemny, co w tamtym momencie. Świeciła jedynie świeca, a chłopak tasował karty w miejscu babinki. Rozchylił chustę tak, by widać było usta. Teraz materiał rzucał cień na jego oczy, przysłaniając je prawie całkowicie.
- Tarot – powiedział od razu mężczyzna. Czemu ten głos wciąż brzmiał równie silnie w uszach Zoroastra? Czemu tak go męczył? Blondyn rozłożył karty na stole. Kiedy zerknął na klienta, dostrzegł, że ten patrzy na niego z lekkim uśmieszkiem. Coś ukrywał? O co tu chodziło? Nagle pod nosem wróżbity pojawiła się otwarta dłoń. – Może jednak najpierw dłoń?
O co chodziło? Aryan wyprostował się. Na twarzy nieznajomego gościł uśmiech pełen satysfakcji. Kiedy zabrał się do czytania ręki, tamten od razu mu przerwał:
- Wiedziałem, że się dziś spotkamy.
Zo zamarł. Że jak?
- Przepraszam? – Wbił wzrok w twarz bruneta. Myślał, że znowu zgubi się w tych złotych ślepiach, ale nagła reakcja mężczyzna nie pozwoliła mu długo nacieszyć się tym widokiem. A może raczej pozwoliła, ale ze znacznie bliższej odległości. Klient chwycił chustę Zo za rogi i podciągnął go ku sobie. Świeca wywróciła się i zgasła, co powinno doprowadzić do całkowitej ciemności w namiocie, tak się jednak nie stało. Płonęły wciąż oczy mężczyzny. Złoto delikatnie oświetlało twarz Aryana.
- Jeśli chcesz naprawdę widzieć przyszłość, chodź ze mną…

Wygląd [LINK]
Zaprowadził go do podziemi jednej z kamienic. Piwnica była dość spora, ciemna, ale wyglądała dość przytulnie, szczególnie biorąc pod uwagę poustawiane tam drogo wyglądające meble. Ciemne drewno i odbicia w kolorze głębokiego wina. Ten sam kolor miały usta kobiety, która patrzyła z zaciekawieniem na obu przybyłych.
- Kogo to moje oczy widzą? – zaczęła. Jej głos brzmiał na bardzo niskich tonach. Wydawał się uwodzić przez cały czas. – Remus? Kim jest twój młody przyjaciel?
- To on – odparł brunet, uśmiechając się tryumfalnie. – Widzący.
Wszyscy zgromadzeni umilkli i wpatrywali się w Zo. Jak go właśnie nazwano? Jego towarzysz ścisnął ramiona chłopaka i spojrzał na niego badawczo.
- Szukaliśmy cię, a ty sam do nas przyszedłeś – powiedział. – To przeznaczenie. Ono cię ku nam przywiodło.
Zo poczuł ukłucie w sercu. O co chodziło? Nie mówił, że mu to nie schlebiało. Od lat szczycił się przewidywaniem drobnych wypadków, wiedział, kiedy dane dziewczę znajdzie sobie faceta i którego (troszkę na zasadzie samospełniającej się przepowiedni). Teraz chcą mu pokazać prawdziwą przyszłość?
- Ja czuję Moc, Felyce – Mądrość, każdy z nas ma coś, czego nie ma nikt inny. Niektórzy widzą to, co dzieje się setki mil dalej z konkretną osobą, niektórzy czytają myśli… I to nie jest magia. To dar – rzekł Remus. Z minuty na minutę wydawał się być dla Zo coraz ciekawszą postacią. Moc? Co oznaczała Moc? I jak niby miał otrzymać ten dar, skoro już go miał?
- Pewnie się zastanawiasz, jak masz otrzymać dar, który już posiadasz – mruknął jakiś mężczyzna z tyłu. Po plecach Aryana przebiegł dreszcz. Skąd on to wiedział? Remus uniósł lekko kąciki ust.
- Chodź, zobaczysz, jaki jest twój prawdziwy dar.
Usadzili go na obszernej kanapie. Felyce zapaliła trzymaną w ręku fajkę i chwilę odczekała. W końcu podała ją Remusowi.
- Pierwsza próba nigdy nie jest łatwa – mruknął. Usiadł obok Zo, zaciągnął się dymem z fajki i nachylił się nad chłopakiem. Wolną dłonią otworzył jego usta i nie doprowadzając do zetknięcia warg, przekazał mu dym do ust. Blondyn zaczął spazmatycznie kaszleć, aż w końcu poczuł się tak, jakby znalazł się w błogostanie. Odpłynął prawie całkowicie. Widział jeszcze to, co znajdowało się wokół niego, ale wydawało się jakieś piękniejsze. Uśmiechnął się sam do siebie. Dlaczego wcześniej świat taki nie był? Czy nie mógł taki pozostać już na zawsze? Wtedy jego głowę przeszył potworny ból. Jęknął, a potem jęk przerodził się w krzyk. Wraz z bólem przyszły obrazy, które migały przed jego oczami. Widział siebie leżącego w łóżku i bladego jak ściana, widział sińce na swoich rękach, widział wyprute z piersi serce, widział martwego czarnego wilka, widział prychającą kotkę, widział czerwony jak wino księżyc. Dlaczego to musiało sprawiać tak straszliwy ból? Nie słyszał swojego głosu, ale mógł jeszcze ostatkiem świadomości dojść do wniosku, że wrzeszczał. Darł się tak, jakby obdzierali go ze skóry. Słyszał jeszcze jakieś niewyraźne głosy.
- Widzi! On widzi!
Tylko to udało mu się wyciągnąć z całości.
Ocknął się na tej samej kanapie. Jego głowa leżała na kolanach udach Remusa, który najwidoczniej zasnął. Zo podniósł się. Poczuł, jak przez moment robi mu się strasznie słabo, ale udało mu się zostać w pozycji siedzącej. Co się najlepszego stało?
- Co widziałeś? – Pytanie kompletnie wyprowadziło go z równowagi. Odwrócił się i zobaczył, że Remus już nie śpi. Może w ogóle nie spał?
- Siebie i… i inne obrazy. Kota, martwego wilka… To nie miało sensu – odparł. Wiedział, że to miało sens. Doskonale wiedział, że to miało sens, ale nie chciał tego przed sobą, ani przed tym człowiekiem przyznać. Remus pokiwał głową.
- Widzisz to, czego żaden z nas nigdy nie zobaczy. Jesteś Dzieckiem Światła. Zostań tu i pomóż nam zmienić to, co widziałeś na lepsze.
Zo uniósł brwi w geście zdziwienia. Zmieniać świat? Mężczyzna znów się uśmiechnął i poklepał chłopaka po głowie.
- Sam wkrótce zrozumiesz…

Wygląd [LINK]
Szybko uświadomił sobie, jak bardzo kochał przebywać w tym miejscu. Wracał potem do Białej Maski, ale nie czuł się w niej już tak, jak dawniej. Całymi dniami zastanawiał się, kiedy znowu spotka się z nimi w podziemiach kamienicy. Chciał ponownie zakosztować dymu i poczuć się tak, jak na początku. Opium. Powiedzieli mu, że ma przyjmować małe dawki oraz robić to jedynie w towarzystwie innych ludzi. W innym razie mógł pozbyć się daru. Przez moment nawet pomyślał, że chciałby się go pozbyć. Nie uśmiechało mu się widzenie martwego siebie i martwych zwierząt. Musiał jednak ponieść jakąś cenę, a ta niespecjalnie mu przeszkadzała. Potem Remus tłumaczył mu, czym właściwie zajmują się Dzieci Światła. Spisywali księgi, pisali proroctwa, przenosili się do krain, których nikt nie widział i działali za pośrednictwem innych ludzi. Przerzucali informacje, zdobywali je, gromadzili wiedzę. Tłumaczono mu, że pewnego dnia podzielą się nią z ludzkością, ale najpierw muszą ją na to przygotować. Sami też musieli się przygotować. Zo sądził jednak, że nie wszyscy ludzie będą chcieli poznać swoją przyszłość. Nie chcieli tego wcześniej, nie będą chcieli i za wiele lat. Kiedy świat miał być gotowy na przyjęcie tej wiedzy?
W międzyczasie Zo chłonął nauki od bardziej doświadczonych członków bractwa. Opowiadali mu o astrologii i okultyzmie to, o czym kompletnie nie miał pojęcia. Na nowo uczyli go czytać z ręki, pokazywali dogłębne znaczenie kart – wszystkie działania oparte na mocy magicznej, którą w sobie odkrył. Często przychodził do piwnicy sam, aby nocami układać karty i wyzwalać ich prawdziwą moc. Pewnej nocy, gdy właśnie starał się wyzwolić moc Słońca, poczuł, że ktoś za nim stoi. Odwrócił się i ujrzał Remusa.
- Co tu robisz? – spytał. Był pewien, że nikt o tej porze nie będzie go niepokoił. Co prawda, doceniał obecność złotookiego, ba, nawet za nią przepadał, ale czas nocny miał być czasem pracy, a nie pogawędek.
- Chciałem zobaczyć, jak sobie radzisz – odpowiedział. Na jego twarzy znów zagościł ten znany już doskonale Zo uśmieszek. Czy mężczyzna był wobec niego szczery? Tego raczej się w tym momencie nie dowie. Blondyn nie odpowiedział i wrócił do kart, starając się skupić wcześniejszym zadaniu. Siedział przy stole, dotykając wskazującym palcem karty Słońca. Remus znalazł się tuż za jego plecami i ułożył dłonie tuż obok kart.
- Nie rób tego – warknął Zo, starając się z całych sił skupić na Słońcu. Remus prychnął. Chłopak nie wytrzymał, otworzył oczy i odwrócił się. Jak to się stało, że ich twarze znajdowały się tak blisko? Zo zacisnął zęby. Niech on tego nie robi! Remus przez dłuższą chwilę świdrował go wzrokiem, po czym oddalił się. Na odchodne jeszcze zawołał:
- Tylko się prześpij w nocy!
Zo wrócił do kart. Drżały mu ręce i kompletnie nie mógł się skupić. Czuł, że cała krew napłynęła mu właśnie do twarzy, zamieniając ją w krwistoczerwonego pomidora. Chłopak walnął pięścią w stół i ułożył się na kartach.
- Dlaczego…

Wygląd [LINK]
Czas płynął, choć Zo trudno było w to uwierzyć. Ile lat był już wśród Dzieci Światła? Biała Maska została rozbita – ileż akcji policyjnych miało na celu wyłapanie wszystkich członków! Od tego momentu chłopak przebywał jedynie w podziemiach kamienicy. Całymi dniami starał się wyczytać przyszłość w kartach i wyobrażonej mapie gwiazd. Dzięki znajomościom dat orientował się, w jakim położeniu znajdują się planety i gdzie na nieboskłonie odnajdzie jakie ciała niebieskie. Do tego studiował numerologię, symbolikę i magiczne artefakty.
Coś trzeba było robić z tej nudy, szczególnie jak było się zamkniętym w pomieszczeniu przez prawie rok. Miał wrażenie, że gdy tylko wyjdzie na zewnątrz, słońce wypali mu skórę i wnętrzności, ale najpierw oślepnie. Była na to szansa. W piwnicy oczy przyzwyczaiły się do półmroku, który niczym satynowa tkanina muskał i owijał go ze wszystkich stron. Jak wyglądał świat zewnętrzny? Czy w ogóle się zmienił? Ponoć każde Dziecko spędzało choć pół roku w tym miejscu, by nabyło nowe umiejętności i nauczyło się ignorować otoczenie. Jego „areszt” się przedłużał ze względu na poszukiwanie członków Białej Maski. Ktoś go wrobił i jego twarz wisiała na listach gończych w prawie całym Fiore. No dobra, nie w prawie całym, przynajmniej w Magnolii i Erze, z tego, co słyszał. Do momentu spreparowania swojego ciała musiał czekać w tym miejscu. Felyce potrafiła zmanipulować służby tak, żeby ta uznała spalone ciało za poszukiwanego i wtedy obyłoby się bez problemów. Zmarłego nikt nie będzie już szukał.
Zo miał jednak swoje problemy. Fascynacja Remusem doprowadzała go do szału. Starał się nie przywiązywać do niej zbyt dużej wagi, ale większość zachowań bruneta działała na niego ze zdwojoną siłą. Nawet pył pod jego stopami nie był mu obojętny. To obsesja, tłumaczył sobie, niezdrowa obsesja. I trochę tak było. W końcu do niczego między nimi nie zaszło. Nic się nie stało. Nie było żadnych wyznań, jedynie kilka podtekstów. Zo miał wrażenie, że Remus się nim zabawia. Trzymał go w garści i doskonale o tym wiedział. Widzącego fascynował głos mężczyzny, jego ciało, jego słowa, zachowania, ale przede wszystkim złote, nieziemskie oczy. Zdarzało się, że po zażyciu odpowiedniej dawki opium widział wokół siebie czerń i tylko te wpatrujące się weń intensywnie ślepia. Czy to miała być przyszłość? Czy tak mówił jego dar?
Wszystko pewnie toczyłoby się w tej sprawie normalnie, gdyby pewnego razu w piwnicy nie pojawił się Remus z młodym dziewczęciem u boku. Mówił coś o nowym darze, który w niej odnalazł i zachowywał się tak, jakby przedstawicielka płci pięknej była już z nim co najmniej zamężna. Blondyna to zachowanie zwyczajnie zmroziło. Przez długi czas nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nie znał tego uczucia, które teraz paliło go od środka i nie dawało mu spokoju. Zastanawiał się, kim jest ta dziewczyna, co tu robiła, dlaczego Remus ją tu przyprowadził i przede wszystkim, dlaczego tak się wobec nie zachowywał. Usiadł przy stole i rozłożył karty. Co robić? Co robić? W końcu jego wzrok padł na fajkę. Opium. Jasne! Tam znajdzie odpowiedź! Ułożył się na poduszkach i rozpalił żar. Dym napełnił jego usta, jego gardło, jego głowę i myśli. Czuł, jak wszystko staje się ciężkie. Jego leżące przez dłuższy czas w bezładzie ciało wreszcie odpoczywało, a dręczące myśli zaczęły zastępować krótkie wizje, niewiele znaczące wizje. Z początku też nie słyszał kroków. Ktoś pojawił się w pokoju. Zo uchylił ciężkie powieki, by zorientować się, z kim ma do czynienia. Ach, to ta dziewczyna… Przyłożył fajkę do ust i wciągnął dym, by zaraz wypuścić go nosem. Patrzył niewyraźnym wzrokiem na obawiającego się swego losu intruza.
- Wejdź – powiedział, choć miał wrażenie, że język powinien mu się strasznie plątać. Czemu się tak nie stało? – Usiądź przy stole…
Dziewczyna niepewnie uczyniła to, o co ją poprosił. Jakim cudem nogi Zo zaprowadziły go na krzesło i pozwoliły mu spokojnie usiąść? Tego zapewne nigdy się nie dowie.
- Jak ci na imię? – spytał, spoglądając na nią pod różnymi kątami.
- Fionna – odparła cicho. Blondyn nałożył na głowę wcześniej zwisającą mu na ramionach chustę.
- Powiem ci, co cię czeka, Fionno – rzucił, sięgając po karty. W głowie już układał je w kolejności. Chciał ją przestraszyć, dać jej do zrozumienia, że tu nie ma dla niej miejsca. Nie chciał, żeby ktokolwiek zabierał mu to, na czym mu tak zależało. Nie tym razem. Rozłożył karty na stole. Wydawało mu się z tyłu głowy, że zachowuje się zbyt trzeźwo jak na tak silną dawkę opium, jednak jakaś część jego umysłu postanowiła zepchnąć tę anomalię na drugi plan. Ważniejsze było pokazanie tej dziewczynie, gdzie jej miejsce. Powoli odkrywał karty, prędko je analizując. Tak, właśnie to chciał otrzymać. Chęci i magia potrafiły jednak służyć mu tak, jak powinny.
- Widzę wiele odwróconych kart… Choć najpierw dostrzegam Kapłankę. Jesteś delikatną, miłą dziewczyną, opiekuńczą i dobrą. Masz w sobie jakiś pierwiastek zaborczości, ale o tym wiedzą jedynie niektórzy, prawda? Kapłanka w zestawieniu z Kochankami oznacza dobry, trwały związek… coś jednak pójdzie nie tak. Obok widzę odwrócone Koło Fortuny i odwróconą Śmierć. Oznaczają one zły los, który pojawi się znikąd oraz czyhające niebezpieczeństwo. Może nawet – tu na moment umilkł – śmierć.
Wzrokiem pełnym satysfakcji spojrzał na przerażoną dziewczynę. Nagle, ktoś znalazł się za nią i chwycił ją za przegub.
- Co robisz, skurwysynie?! – warknął Remus, podnosząc Fionnę z krzesła. Zwrócił się do dziewczęcia: - Idź stąd. Już.
Ta posłuchała go i wręcz natychmiast się ulotniła. Mężczyzna czekał jeszcze chwilę, po czym zmierzył Zo wściekłym spojrzeniem.
- Co ty sobie myślisz? Że do tego właśnie służy dar? Do manipulowania ludźmi? – Jego głos wydawał się być tylko pozornie spokojny. – Nie rozumiesz, że twoje umiejętności są czymś więcej, niż widzeniem?
Na chwilę umilkł i zbliżył się do twarzy Zo.
- One determinują przyszłość, idioto. – To był ostatni spokojny moment w tej rozmowie. Silne uderzenie w twarz zamroczyło na moment blondyna. Inna sprawa, że chyba był już wystarczająco zamroczony przez opium działające w tym momencie z niezwykłą siłą na jego umysł. – KURWA, USTALIŁEŚ JEJ PRZYSZŁOŚĆ, CHUJU!
Zo gwałtownie otrzeźwiał i zamarł.
Jeszcze nigdy jego działania nie miały tak poważnych konsekwencji.

Wygląd [LINK]
Od tego momentu Zo czuł, że coś jest nie tak. Przede wszystkim nie odzywał się do niego Remus, a Fionna w ogóle zniknęła. Reszta wydawała się być wobec niego taka, jak zawsze. Chłopak uciekł w książki. Siedział przy nich całymi dniami i nocami, nie chcąc narażać się na nieprzyjemne interakcje. Bał się tego, co powiedział mu wtedy Remus. Bał się posiadania tak wielkiej mocy, o której nie miał pojęcia. Przecież chciał ją tylko nastraszyć, nie miał zamiaru zrobić niczego aż tak złego. Przez długi czas myślał, co powinien zrobić w tej sprawie. Wkurzony wzrok Remusa deprymował go bardziej, niż zwykle. Zrobił to z własnej nieprzymuszonej głupoty, z zazdrości i teraz musiał wypić piwo, którego naważył. Musiał wreszcie zebrać się sam w sobie i zrobić pierwszy krok ku pojednaniu z Remusem, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe. Po wieczornym zebraniu, kiedy wszyscy rozchodzili się już do swoich miejsc, Remus został jeszcze na moment, by posprzątać świece i naczynia. Okazało się, że po raz pierwszy od dłuższego czasu znaleźli się w sytuacji sam na sam. To mogła być jedyna okazja do wytłumaczenia się ze swojego zachowania. Mimo wszystko wciąż wyglądało to jak stąpanie po niepewnym gruncie.
Gdyby się oddalić, mogło to wyglądać jak teatr cieni przy dogasających świecach. Na czerwonym materiale rozpostartym przy wejściu do piwnicy widać było jedynie czarne plamy przypominające dwie postaci. Rozmawiały ze sobą i o ile z początku wszystko wydawało się przybierać spokojny obrót, o tyle wraz z upływam czasu narastało napięcie, które zakończyło się silną reakcją wyższego osobnika. W końcu ten drugi został całkiem sam, nie mogąc się kompletnie poruszyć.
I tak zawiodły wszelkie nadzieje.

Wygląd [LINK]
Wszystko zaczęło się rozpadać. Zo nie mógł pogodzić się z pewnymi sprawami, postanowił więc rozwiązać je w sposób, który w tym momencie wydawał się dlań najbardziej sensowny – uciekł. Uciekł i schował się tam, gdzie nikt nie mógł go znaleźć. Okazało się, że w wielu burdelach potrzebowali wróżbiarzy przyciągających nieco inną klientelę. Przy okazji pozwalali mu palić wraz z klientami opium, co wprawiało go w jeszcze lepszy nastrój. Im więcej palił, tym mniej wizji go męczyło. Czuł się lepiej, choć nie rozróżniał znów dnia od nocy, miał również wrażenie, że z każdym dniem opuszcza go coraz więcej mocy magicznej. Potrafił odpłynąć nawet na kilkanaście godzin, nie przejmując się otaczającym go światem. W końcu dostrzegał to, co było niewidoczne dla oczu. Dostrzegał świat, do którego nikt inny nie miał dostępu.
Gdy odnaleziono go i zabrano z powrotem do dom Dzieci Światła, niespecjalnie miał ochotę tam zostawać, więc uciekł ponownie. Tym razem nie mógł już znaleźć dla siebie miejsca (być może dlatego, że nawet burdele były już mu niechętne) i znalazł sobie miejsca pod mostem. Czasem kradł, żeby przeżyć – potrzebował jedzenia oraz, przede wszystkim, opium. Dni bez narkotyku trwały dlań latami i czasem jakby nigdy się nie kończyły. Wtedy właśnie dopadały go wizje i ból nie do opisania. Opium potrafiło uciszyć zbłąkany umysł. Czasem wystarczyło zamiast jedzenia i wody. Odpływał na długie godziny, leżąc zanurzony od połowy w dół w rynsztoku. Co jakiś czas policja wyrzucała go poza bramy miasta, ale on wciąż wracał, jak natrętna mucha. Nastał w końcu dzień, w którym nie mógł nawet podnieść fajki do ust. Głód powstrzymywał jego wszystkie działania. Słyszał wtedy różne głosy w głowie, przede wszystkim piosenkę nuconą mu niegdyś przez matkę. Czasem miał wrażenie, że jest coraz głośniejsza i wyraźna, w końcu całkowicie zlewała mu się z otoczeniem; zaczynała nad nim przeważać.
- Mamo…
Tęsknił za nią. Też chciał wzlecieć do nieba.
Nie.
Tacy jak on nie wzlatywali do nieba.

Wygląd [LINK]
Obudził się w szpitalu pod kroplówką. Leżał i wpatrywał się w sufit. Dlaczego? Doskonale wiedział, że coś takiego nie miało sensu. Z początku zastanawiał się, co właściwie tutaj robi i czy przypadkiem nie znajduje się w limbo. Szpital nie mógł być niebem. Nikt nie chciałby trafić do takiego nieba. Piekła też to nie przypominało, przynajmniej na razie. Bardzo by się zawiódł, gdyby jednak żył i całe to myślenie nie miało w ogóle sensu. Cóż, musiał się srogo zawieść, kiedy pojawiła się pierwsza pielęgniarka i postanowiła mu uświadomić, że znajduje się jednak w świecie żywych.
Nie wiedział, jak długo leżał. Czasem przychodził lekarz, czasem jakaś siostra, żeby zmienić kroplówkę. Wszystko wyglądałoby wciąż tak samo, gdyby nie napady głodu narkotykowego. Jego wrzaski budziły cały szpital. Jakimś cudem nie zdarł sobie gardła. Uciszano go odpowiednią dawką leków uspokajających, a czasem nieco bardziej brutalnymi metodami (zdarzyło się nawet, że dostał krzesłem w głowę, żeby wreszcie przestać się drzeć). Bolało go całe ciało, a czasem w jego głowie znów pojawiały się wizje. Często widywał w nich krwawiące truchło wilka i spacerującego kota. Miał nadzieję, że dadzą mu wreszcie spokój. Miał nadzieję, że znowu znajdzie opium i będzie mógł wciągnąć dym, zapomnieć znów o wszystkim i odejść na moment z tego świata.
Znowu był sam.
Zupełnie sam.

Wygląd [LINK]
Wypuścili go niedługo później. Tak po prawdzie Zo zastanawiał się, czemu nikt nie zwrócił nawet uwagi na to, że był niegdyś poszukiwany. Miał wrażenie, że coś tu nie grało. Owszem, uznano go za martwego, ale jednak nie wzbudziły podejrzeń jego imię i nazwisko? Wyjście ze szpitala poskutkowało rozmyślaniami nad dalszą drogą. Gdzie miał się udać? Nie miał zamiaru wrócić do Dzieci Światła. Biała Maska nie istniała. Musiał radzić sobie sam. Na obrzeżach Magnolii odnalazł niewielką gospodę, w której wrócił do czytania przyszłości. Dostawał niewielkie wynagrodzenie, czasem zdarzały się jakieś napiwki z racji ucieszonego wizją wesołej przyszłości klienta. Zo uświadomił sobie, że chyba nie potrafił już determinować przyszłości. Możliwe, że tę zdolność utracił wraz z odejściem od Dzieci Światła. Czuł się niepełny bez opium. Czasem zdarzało się, że nie mógł zasnąć. Wszystko wtedy przeszkadzało, a głowa zwyczajnie szalała, wrzeszcząc przez cały czas i nie pozwalając na zamknięcie oczu. Pojawiały się też halucynacje, ale tylko do czasu do czasu. By pozbyć się uczucia głodu, Zo zapadał w stan wyczyszczenia umysłu. Medytacja stała się kluczem do nadziei na lepsze jutro. Przez dwa lata nie dotknął niczego związanego z opium i żył. Może nie w najlepszym stanie, ale żył. Zarabiał uczciwe pieniądze, nikogo nie okradał, starał się nikogo nie krzywdzić. Chciał wreszcie być człowiekiem.
Wszystko układało się do pewnego momentu.
To miał być zwykły, grudniowy wieczór. Zo jak zwykle siedział w rogu Gospody pod Burzową Chmurą, oczekując na klientów. Przez długi czas nikt się nie pojawiał i blondyn myślał, że może już wrócić do siebie. Kiedy już wstawał, żeby przesunąć swoją sempiternę w stronę wynajętej przezeń izby, usłyszał znajomy śmiech. Wzdrygnął się i rozejrzał po lokalu. Remus. Stał kilkanaście kroków od niego i śmiał się wniebogłosy. Aryan zamarł w bezruchu, bojąc się, że jeśli tylko drgnie, zostanie zauważony. Fionna też tam była. Jej głos słyszał równie wyraźnie. Ruszył w końcu po schodach na górę. Kiedy znalazł się w izbie, podszedł do niewielkiej skrzyni stojącej przy sienniku i otworzył ją. Pogrzebał w niej przez chwilę, aż wyciągnął niewielki, skórzany woreczek oraz nieco większy, podłużny pakunek. Najpierw odwinął szmatkę z dłuższego przedmiotu. Fajka do opium. Patrzył na nią tępo przez kilkanaście bitych sekund. W końcu usiadł na łóżku i wsypał zawartość woreczka do niewielkiego otworu u góry fajki. Przetworzony mak, a przede wszystkim węgielki zagrzechotały, obijając się o miedziane brzegi. Teraz tylko dodać ogień. Zapalanie trwało jedynie krótką chwilę. Zoroaster wciągnął dym do płuc.
I widziałem czerwone gwiazdy jak spadają…

Zoroaster [Testy Karty] K50TTf7

Remus wychodził właśnie z knajpy. Alkohol mocno uderzył mu do głowy, więc nie miał nawet zamiaru czekać na swoją młodziutką żonę. Ile już lat byli razem? Mężczyzna nawet nie liczył. Tego dnia akurat nalegała, żeby nigdzie nie szli, bolała ją głowa, miała jakieś złe przeczucia, ale kto by się przejmował babskim gadaniem… Wyszedł, zataczając się delikatnie. Jego umysł jeszcze kontaktował, potrafił nawet znaleźć drogę do domu. Szedł powoli, żeby dziewczyna wreszcie go dogoniła. Tak się jednak nie działo. Gdzie ona, do diaska, była? Wreszcie usłyszał za sobą kroki. Odwrócił się, żeby zganić Fionnę.
- No wre- – urwał. Poczuł, jak coś kompletnie odbiera mu siły. Przez chwilę nawet pojawił się ostry ból w okolicach serca. Ostrze. Cienkie. Szybka metoda zabijania. Jedno mrugnięcie i postaci, która to uczyniła, już nie było. Fionna biegła z wrzaskiem przez uliczkę. Niektórzy ludzie z zaciekawieniem wyglądali z okien, żeby zobaczyć, co się stało. Płakała. Kiedy dotykała dłonią jego krwawiącej piersi lamentowała jak stara płaczka. Złote ślepia Remusa zgasły na zawsze.

Zoroaster [Testy Karty] FAYJKqo

Ekwipunek: sztylet, zestaw kart Tarota, opium, fajka do palenia opium, kadzidła zapachowe.

Umiejętności:

    x Ofiara [lvl 1]
    x Support [lvl 2]
    x Szermierz [lvl 1]


Magia: Wróżbiarza – magia polega na wykorzystywaniu umiejętności wróżbiarza do celów wspomagających innych magów lub samego siebie, ale także sięga ku odczytywaniu i determinowaniu przyszłości i odczytywaniu znaczenia teraźniejszości oraz przeszłości (jak to u wróżbiarzy bywa). Do zakresu zainteresowań maga wchodzi astrologia, numerologia, wróżenie z kart, ręki, kości oraz inne dziedziny zajmujące wróżbiarzy. Do wszystkiego dochodzi wiedza o sprawach okultystycznych i im podobnych.

Pasywne Właściwości Magii:
x Znawca tematu – można powiedzieć, że w sprawach związanych z wróżeniem, Zo siedzi prawie całe życie, książek naczytał się full, a do tego ma jeszcze doświadczenie w zawodzie! Zna się na nocnym niebie, z którego też zdarzało mu się wróżyć, zna się na magicznych przedmiotach, których przeszło przez jego ręce naprawdę sporo, a o których również się nieco naczytał. Do tego zawsze jest przygotowany – tak, zna układ planet na tę niedzielę. Nie ma co próbować go zagiąć również w numerologii i czytaniu snów. Po prostu – jest najlepszy!
x Męczące wizje – czasem, bez jego własnej woli, w głowie pojawiają się męczące wizje. Potrafią przyjść w najmniej odpowiednim momencie wraz z gigantycznym bólem głowy (szczególnie na głodzie). O tym, co przedstawiają i czy w ogóle nadejdą, decyduje MG.
x Opium – O ile w znakomitej większości przypadków opium doprowadza ludzi do zwyczajnego otumanienia, o tyle Zo jest w stanie w miarę normalnie pracować, ba, jego komórki mózgowe nawet przyspieszają na haju i pozwalają mu myśleć lepiej i jaśniej. Gorzej z poruszaniem się, ale to wiadoma historia. Ze względu na dobrze wykształcony zbiornik magiczny do wcześniejszych prób widzenia przyszłości z pomocą opium, Zo nauczył się, jak wykorzystywać je do innych celów niż zwykłe doprawienie się.
x Wróżenie z dłoni – Tak zwane: pokaż mi swoją dłoń, a powiem ci, kim jesteś. Za pomocą czytania z dłoni prócz bardzo mglistej przyszłości danej osoby, Zo może również wyczytać szczątki charakteru danej osoby. Widzi to, oceniając poszczególne wzgórza i ich połączenie ze sobą i liniami. Potrafi określić, czy dana osoba jest wybuchowa, fałszywa, czy może spokojna i odpowiedzialna.
x Układanie tarota – po ułożeniu zwykłego tarota bez użycia many, osobę, która o tego tarota poprosiła, po pewnym czasie się spełniają choć w o wiele słabszej formie niż miałoby to się dziać z użyciem many. W jaki sposób i w jakim czasie – o tym decyduje sam user prowadzący daną postać lub MG. Może to odwlec baaardzo w czasie. Przypominam: skutki nie są tak wielkie jak przy ułożeniu tarota z użyciem many, czyli np. przy chorobie nie ma gruźlicy, a raczej pojawia się przeziębienie.
x Znany w środowisku – nie ma nawet takiej opcji, by w Magnolii i poza nią nie słyszano o słynnym Zoroastrze Aryanie, szczególnie, jeśli ktoś jest z branży lub interesuje się astrologią.
x Interpretowanie znaków – kiedy wokół Zoroastra pojawiają się jakieś znaki o podłożu zwiastującym, ten z wielką chęcią zabierze się za ich interpretację i postara się zjawisko wyjaśnić.

Zaklęcia:

1. TAROT
Zaklęcia z tej gałęzi opierają się na używaniu kart tarota. W większości przypadków jest to używanie poszczególnych kart do wzmocnienia siebie lub towarzysza albo osłabienia przeciwnika. W jednym przypadku dotyczy jeszcze determinowania przyszłości za pomocą ułożenia tarota z użyciem many. Wytrenowane zaklęcia supportowania nie wymagają od Zo posiadania przy sobie danej karty. Wystarczy, że pomyśli, o tym, jaka karta go interesuje i natychmiast na jego dłoni pojawia się ciemny symbol użytej karty. Symbol znika wraz z końcem zaklęcia. Kiedy nie starczy już dłoni, pojawia się na policzkach, czole i innych widocznych miejscach.

ARKANA WIĘKSZE
Karty ułożone w normalnej pozycji
x Słońce (C) – zwiększa zdrowie i wytrzymałość o 40%. Buff trwa 4 posty.
x Moc (C) – zwiększa siłę o 40%. Buff trwa 4 posty.
x Rydwan (C) – zwiększa szybkość o 40%. Buff trwa 4 posty.
x Kapłanka (C) – polepsza działanie jednego ze zmysłów o 40%. Zmysł wybrany zostaje przez rzucającego. Buff trwa 4 posty.
x Głupiec (D) – znosi wszystkie bariery związane ze strachem. Trwa 2 posty.

Karty w negacji (odwrócone)
x Koło fortuny w negacji (D) – w ciągu 5 postów zostaje sprowadzone na ofiarę od jednego do trzech nieszczęść (rzut kostką przez MG, on także dobiera nieszczęścia).
x Wieża w negacji (B) – na rzuconego spada klątwa, która w ciągu posta musi zaowocować jednym ze zdarzeń: autodestrukcja, eksplozja, pożar, porażenie prądem, utonięcie, upadek z wysokości, potężny wstrząs psychiczny (albo wszystkimi naraz – wybiera MG).
x Księżyc w negacji (C) – wywołuje halucynacje u ofiary trwające 2 posty.

80 PD wydane na zaklęcia, 40 PD wydane na 2 lvl Supporta.
Powrót do góry Go down
 
Zoroaster [Testy Karty]
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Testy template'u FTPM
» Wzór Karty Postaci
» Wzór karty postaci
» Wzór karty potworaka
» Wzór Karty Postaci

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Kot Terrorysta :: Archiwum :: 
Południowe Fiore
 :: Era
-